Wizytę w tych stronach odkładałem
systematycznie od dłuższego czasu, w końcu jednak przysiadłem do mapy i za
kilkanaście minut miałem już gotowy plan działania. Niezbędne graty czekały w
gotowości, więc z samego rana zabrałem się za plądrowanie Przysieka.
Tutejszy park dworski
rozparcelowano na dwie części, mnie najbardziej interesowała południowa.
Znajdujący się tam pałac wybudowano w 1739 roku, a w kolejnym stuleciu rozbudowano
o dodatkowe skrzydło. Całość utrzymana w stylu eklektycznym ze śladowymi
elementami baroku – cokolwiek by nie było, grunt że zadbane i cieszy oko.
Pokręciłem się chwilę po samym parku, który poza pałacem skrywa jeszcze
niewielki cmentarz ówczesnych właścicieli i popadającą w ruinę fontannę.
Kilka kilometrów dalej kolejna
ciekawostka! Wieś Stary Toruń nie bez powodu nosi taką, a nie inną nazwę. Pierwotna
lokalizacja miasta pierników znajdowała się właśnie w tym miejscu, przypomina o
tym niedawno wzniesiony obelisk. Toruń po raz pierwszy pojawia się na kartach
historii w dokumencie lokacyjnym z 28 grudnia 1233 roku wystawionym przez
mistrza krzyżackiego Hermana von Salza. Nowo powstałe miasto niestety nie zagrzało
zbyt długo miejsca, bo niespełna trzy lata później zadecydowano o jego przeniesieniu
w górę rzeki. Powodem były częste powodzie.
Po Starym Toruniu i forsowaniu
linii oporu w Rozgartach udałem się dalej. Ostatnią skrzynką przed głównym
celem wyjazdu było miejsce pamięci ’39. Szesnastego września rozstrzelano w tym
miejscu szesnaście osób. Zanim jednak dotarłem pod pomnik, zamotałem się w lesie i przez chwilę utkwiłem
w martwym punkcie… błędne współrzędne wywiały mnie zupełnie w inne miejsce i
dopiero po chwili dojrzałem kątem oka krzyż. Dobre sto metrów dalej.
Póki co idealnie wyrobiłem się z
planowanym czasem i poza jednym DNF-em trzymałem planu jak nigdy, więc
cudem by było, gdybym w końcu czegoś nie popierdzielił. Wlazłem po wskazówki do
kolejnej skrzynki i przypomniałem sobie o niej dopiero w domu. No ale nic to,
najważniejsze że w końcu dotarłem do torfowej serii.
Tereny bardzo trafiły w mój gust,
bo i las wkoło i woda. Momentami mała powtórka z Kłeckich Bieszczad, czasem
prawdziwa tajga i kilka ślizgów na dupie, bo wszędzie lodowisko, ale aż szkoda
było później opuszczać okolicę.
O tej porze roku poziom trudności
terenu spada co najmniej o dwa oczka, bo mimo wiecznej zmarzliny i
wszechobecnej ślizgawki, to w zasadzie bez większych trudności można się
wszędzie dostać. Pokrzywy i inne badyle pousychały, robactwo wyzdychało...
współczuję tym, którzy przedzierali się tym szlakiem w ciągu lata.
Pod koniec mała przerwa i powrót
do samochodu, bo przede mną jeszcze dwie z zaplanowanych skrzynek. Gdyby nie
OC, pewnie do tej pory byłbym przekonany, że cała historia związana z
Popiełuszką toczyła się w Warszawie i okolicach. Sam pomnik mijałem już kilka
razy, ale wcześniej nie było okazji, by zatrzymać się na dłużej.
Wczorajszą trasę zakończyłem cmentarną
perełką w Czarnych Błotach. Życie cmentarza zakończyło się wraz z Pierwszą
Wojną Światową, od tamtej pory pamiątka po dawnych mieszkańcach niszczeje i
porasta lasem. Sama miejscowość wymieniana jest już w 1596 roku, jako
niemieckie Schwarze Bruch przy okazji przekazywania tych terenów kolonistom z
Górska. O dziwo, do tej pory zachowało się całkiem sporo mogił i układ
nekropolii. Wszystkiego strzeże postapokaliptyczny Jezus.
I I wio do pracy!
Dobrze piszesz. :) Uznaj to za wielki komplement, bo nie często zdarza mi się podobne wypowiadać. :P
OdpowiedzUsuńUznaję więc i dziękuję. ;)
UsuńOjacie, jaki klimat :) Aż się nie chce myśleć, co w tych chaszczach się czai w upały i wilgoć ;) Niezła przygoda:)
OdpowiedzUsuńRzuciły mi się w oczy twoje spodnie i ich adekwatność do dalszej części zwiedzania. Ja się zazwyczaj ubieram zbyt niewygodnie, żeby w pełni korzystać z nieprzewidzianych atrakcji okolicy ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Ciebie za odkrywanie takich miejsc. Zapomnianych przez ludzi, zniszczonych przez historię. Wielkie brawa
OdpowiedzUsuńAle super....:-)
OdpowiedzUsuń