Izbica Kujawska. Kolejne miasteczko, które sporadycznie zdarza mi się przecinać raz w jedną, raz w drugą stronę i które jakoś nieszczególnie zwraca moją uwagę. Niby kojarzę kilka charakterystycznych punktów, niby coś tam o nim wiem, ale zawsze mijam czym prędzej i gnam w swoją stronę. Dziś w zasadzie byłoby podobnie, gdyby nie nadmiar wolnego czasu w pracy - tak, coś takiego istnieje.
Kilka kilometrów przed samym miasteczkiem zatrzymałem się w miejscu, które bodajże półtora roku temu zwróciło moją uwagę i dało okazję do rozprostowania kości po iluś tam kilometrach za kółkiem.
Kościółek świętego Floriana, pozywany "kościółkiem na Pustyni". Jak na gorliwego bezbożnika przystało, wręcz uwielbiam odwiedzać takie miejsca! Zapach drewnianej konstrukcji czuć już z kilkunastu metrów, czyżby modrzew?
Miejsce w odległych czasach stanowiło ośrodek kultu pogańskiego, w XVIII wieku sprowadzili się tutaj pustelnicy i na moje oko z tego okresu wywodzi się obecna nazwa (teoria stworzona przed chwilą przeze mnie, aczkolwiek może i faktycznie tak jest). Zatoczyłem kilka kółek, poniuchałem raz jeszcze i za kilka minut byłem już w Izbicy Kujawskiej.
Ledwie stanąłem pod bramą, zadarłem łeb do góry i słyszę "panie, to nie wiatry i pogoda, to ludzie rozjebali. Wszystko rozpierdolą. Po Żydach market chociaż zrobili, a po tych jakby mogli, to by pazurami cegły rozdrapali." Uwaga w samo sedno na dzień dobry, a później całkiem przyjemna rozmowa z autochtonem, nomen omen, emerytowanym nauczycielem historii.
Kościół ewangelicki wzniesiony na początku ubiegłego stulecia i puszczony w samopas w latach siedemdziesiątych. Obecnie w rękach prywatnego właściciela, niedawno rzuciły mi się w oczy nawet ogłoszenia dotyczące sprzedaży. Chwilę podumałem, jak dostać się do środka, ale nic mądrego nie przyszło mi do głowy, więc zadowoliłem się tradycyjną rundką wokoło. Z jednej strony brama zamknięta na kłódkę, z drugiej brak jakiegokolwiek ogrodzenia. Można i tak. A kawałek dalej pozostałości po cmentarzu.
Trochę strach kręcić się pośród nielicznych nagrobków, bo wszystko przykryte białym dziadostwem a ja już wiem, że wpaść do rozgrzebanej mogiły nietrudno.
Po przeciwnej stronie drogi niewielkie wzniesienie zwieńczone sporych rozmiarów kamieniem. Żadnej tablicy, miejsce zupełnie wymazane z pamięci, będące niegdyś kirkutem.
Ze szczytu widok na wspomniany wcześniej kościół i resztę miasteczka.