stycznia 18, 2020

Do Płocka i z powrotem

Do Płocka i z powrotem
Ilekroć trafiam do Płocka, zostaję przywitany mgłą, szarugami i kumulacją wszelkich pogodowych nieprzyjemności. Jeszcze kilkanaście kilometrów wcześniej rozkoszowałem się przebłyskami słońca błądząc leśnymi ścieżkami; ino wyściubiłem łeb z samochodu zaparkowanego przy płockim chodniku, dostałem po pysku rzęsistym deszczem.


Z minuty na minutę rozpadywało się mocniej, a ja targany nadwiślańskim wiatrem snułem się pośród świątecznych świecidełek na Wzgórzu Tumskim. Zacumowana pośrodku rzeki barka w miarę cyklicznie sygnalizowała swą obecność smutnym wyciem syreny (?), a oblegające ją stadko mew za każdym razem wzbijało się do lotu by po chwili siąść w to samo miejsce. Głupota ptaków niewiele różniła się od mojej, gdy dreptałem wyludnionymi bulwarami co rusz ścierając z gęby strużki deszczu.


Jest jednak kilka rzeczy, które darzę niewytłumaczalnym sentymentem i które budzą we mnie jakieś melancholijne poczucie estetyki, bliżej nieuzasadnione zachwyty nad czymś, co normalnie zachwycić nie może. Nie powinno. Zasnute mgłą Radziwie, monotonia szarości i bylejakość pogody... depresyjne? Dla mnie nie! Ponownie wspiąłem się schodkami i ruszyłem w stronę cmentarza garnizonowego przy Norbertańskiej.


Zbiorowe mogiły obrońców Płocka z 1920 roku, polegli wszelkich armii, narodowości, wyznania. Równe rzędy białych krzyży moknących wespół ze mną.




Opuszczając Płock i kierując się w stronę domu zahaczyłem jeszcze o Gaśno. Wyboista przeprawa brzegiem niewielkiego zalewu, nieczynny już młyn i miejsce pamięci.


Obecny pomnik powstał w miejscu mogiły czterdziestu dziewięciu powstańców z oddziału Józefa Łakińskiego poległych tu 12 marca 1863 roku.
Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger