Najwyższa pora wziąć się za nadrabianie zaległości i systematycznie uzupełniać wpisy z odbytych wojaży, a tych wbrew pozorom uzbierało się wcale niemało. Wszystkiemu winien czas, którego deficyt coraz mocniej daje się we znaki i który nie pozwala siąść do klawiatury. Tłumaczenie mocno naiwne, bo skoro znajduje się czas na wyskok w teren, to i... no, tyle tytułem wstępu.
Majowy poranek, Wieś Bolimowska. Pierwszy postój na trasie i miejsce jakże przeze mnie lubiane! Tym razem pierwszowojenny, tych odwiedzam najmniej. Spokój znaleźli tu polegli w Bitwie nad Rawką.
Znajomy szablon nagrobków i niewielka kaplica u wejścia na teren nekropolii. Wszystko to przy akompaniamencie porannego skrzeczenia srok i jeszcze obmytej rosą trawy. Parę minut zadumy i dalej przed siebie.
Kilka dni wcześniej, zupełnym przypadkiem wyniuchałem drewniany kościółek w Kamionce, który z miejsca zyskał miano jednego z głównych punktów tej majowej objazdówki. Pierw krótka przerwa na karmienie Młodego, a później głowa rodziny (czyt. ja) rusza pod drzwi świątyni. Kurwa, zamknięte! No nic, coś się wykombinuje.
Instynkt zadziałał i tym razem, bo już po chwili przeciskałem się przez zakrystię. Przeglądając w domu mapę i przygotowując się do wyjazdu wiedziałem czego się spodziewać, mimo wszystko na chwilę oniemiałem z zachwytu. Światło sączące się przez witraże, biało-niebieskie ściany... klimat niesamowity!
Bez wątpienia numer jeden wśród opuszczonych kościołów, które udało mi się do tej pory odwiedzić. Idealna wręcz cisza, zapach drewna i wszystko to, co powoduje że chcemy użyć określenia sielski, na miejsce które obecnie z sielskością powinno mieć niewiele wspólnego.
Z wypiekami na twarzy i serią fotek w aparacie wygramoliłem się na powrót do samochodu tylko po to, by za chwilę znów zajrzeć do środka. Miejsce przyciąga cholernie! A później? Później dobiegało południe, a przede mną jeszcze długa droga i wiele punktów na mapie.