Przez Przedecz przejeżdżam
najmniej dwa razy w tygodniu, więc skłamałbym pisząc, że miałem w końcu okazję
trafić na tutejszy… zamek? No może nie do końca, bo z ówczesnej warowni
pozostała jedynie okrągła baszta a i jej dalece od pierwotnego wyglądu,
niemniej jednak walić terminologię – zamek, to zamek i baszta! Tfu, basta!
Historia przedeckiej warowni, jak
to zazwyczaj bywa, sięga o wiele dalej niż pierwsze fundamenty murowanej
twierdzy, którą ulokowano w miejscu istniejącego niegdyś grodu. Wojna
polsko-krzyżacka (1327-1332) szybko zweryfikowała przydatność obronną
drewnianych umocnień, toteż zdecydowano się zastąpić je zamkiem z prawdziwego
zdarzenia. Budowę rozpoczęto prawdopodobnie od wspomnianej już baszty
ulokowanej w północno-wschodniej części muru obwodowego. Naziemna jej część z
powodzeniem mogła służyć za pomieszczenia mieszkalne, magazyn broni i żywności
na wypadek oblężenia. W podziemiach urządzono zaś lochy (pojmanych spuszczano
na linie przez otwór stropowy na poziomie przyziemia). Walory obronne
przedeckiej twierdzy nie miały jednak nigdy okazji sprawdzić się w warunkach
oblężenia. Z biegiem czasu samoczynnie popadała w ruinę. Za odbudowę wziął się
w końcu starosta Wojciech Koryciński (1546-1556), który zamek „mało nie z gruntu
osobliwie zbudował”. Kolejny upadek zapoczątkowało przekształcenie warowni w
dwór o charakterze obronnym, ten z biegiem lat ulegał dewastacji. Mimo, iż Potop
Szwedzki obszedł się w miarę łaskawie, to późniejsze zaniedbania ze strony
gospodarzy doprowadziły zamek do totalnej ruiny. Przetrwała jedynie okrągła
baszta i sąsiadujący z nią budynek archiwum grodzkiego. Po zasiedleniu miasta przez
kolonistów niemieckich, pozostałe ruiny włączono częściowo w strukturę murów
kościoła luterańskiego. Parafia ewangelicko-augsburska funkcjonowała w Przedczu
od 1827 roku do końca Drugiej Wojny Światowej. Wraz z końcem okupacji, mury
kościoła przekształcono w magazyn zbożowy działający do roku 1960. Po
uregulowaniu praw własnościowych z Konsystorzem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego
w Warszawie, budynek zaanektowano na potrzeby Miejskiego Gminnego Ośrodka
Kultury, który funkcjonuje tam po dziś dzień.
Bardziej ciekawskich odsyłam do
źródła, a na koniec kilka fotek z oddalonego o kilka kilometrów od miasta
cmentarza pozostałego po wspomnianych już osadnikach. Nekropolia do niedawna
straszyła chaszczami i innym badziewiem a strzaskane nagrobki walały się gdzie
popadnie, jednak komuś widocznie nie spodobał się taki stan rzeczy i wziął się
za gruntowne porządki.
Kolejny, już mniej zapomniany
cmentarz na mojej drodze.