lutego 04, 2019

Zrujnowana kaplica

Zrujnowana kaplica
Samochód chwilami haczył podwoziem i mimowolnie ciągnął w stronę pola. Ostatnie kilkaset metrów błotnistego offroadu dzieliło mnie od niewielkiego lasku, którego skraj skrywał to, co tak często towarzyszy moim objazdówkom. Znów znajome fragmenty krajobrazu: śródpolne dróżki, chałupy z białego kamienia i sosnowe zagajniki; tym razem brakowało tylko pokrzykujących z oddali żurawi. Moje ulubione ptaszyska.


Niedzielny poranek niczym nie przypominał poprzednich dni. Temperatura lekko na plusie, mgła mniejsza i większa, zamiast ślizgawki breja... całkiem przyjemnie. Ledwie zdążyłem wjechać w las, a już znalazłem to, po co przyjechałem.


Zrujnowana kaplica - pamiątka po ówczesnych osadnikach. Słyszałem o niej już dobre kilka lat temu i choć mieszkam śmiesznie blisko, to do tej pory nie było mi po drodze. Gdyby nie charakterystyczne łuki nad oknami i fragment psalmu u wejścia, nie różniła by się od większości chałup z białego kamienia rozsianych tu i tam. 



Zwyczajowo pokręciłem się wokoło próbując zestroić wyobraźnię z historią i szukając śladów tej drugiej. Oczywiście znalazłem. Na tyłach kaplicy, kawałek w głąb a jednocześnie na skraju lasu zachował się całkiem nieźle wał z polnych kamieni okalający zapomniane mogiły.



Czas, przyroda i ludzka głupota nie oszczędziły i tej nekropolii. Przebijając się przez zarośla w stronę żelaznego ogrodzenia wypłoszyłem stadko raniuszków, które czym prędzej ewakuowały się na drugą stronę cmentarza.



Chwilę później zaczęło nieprzyjemnie siąpić, więc sam zarządziłem ewakuację.
Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger