Opuszczając Kalisz i czym prędzej wiejąc z głównej drogi, trafiłem do Biskupic Ołobocznych. Wioska, jak wioska. Może nieco na jej skraju, tak przynajmniej mi się wydaje, stoi całkiem sporych rozmiarów drewniany kościół.
Wzniesiona staraniem ówczesnego proboszcza świątynia, od 1726 roku zdobi okolicę tej niczym nie wyróżniającej się wsi. Zajechałem na pobliski parking i po znalezieniu skrzynki zabrałem się za tradycyjną rundkę wokoło.
Mnóstwo ciekawych detali i zapach (rękę dam sobie uciąć, modrzewiowy), który już z daleka wodzi za nos. Tuż obok kilka krzyży, nagrobki... pewnie pamiątka po istniejącym tu niegdyś cmentarzu.
Niestety nie udało mi się zajrzeć do środka, a ponoć warto ze względu na barokowy ołtarz główny. No nic, skoro zamknięte, to zamknięte. Kilka kilometrów dalej, w Ociążu, kolejne drewniane kościólątko. Co prawda nie aż tak strojne, jednak przywodzące na myśl typową wiejską świątynię.
Bezbożnik ze mnie okrutny, jednak nie mogę się nigdy oprzeć, by nie zobaczyć takich drewnianych perełek. No po prostu lubię i tyle. Oczywiście nie chciało mi się dokładnie zerknąć na wskazania nawigacji i zamiast podjechać pod samą skrzynkę, to wygodniej było mi dreptać po zaoranym polu. Na szczęście ziemia zmarznięta, a i odcinek do pokonania nieduży. Później szybki powrót do samochodu i wio do Lewkowa.
W tamtejszym parku miła niespodzianka, bo coś sobie ubzdurałem, że zastanę chylące się ku ruinie zabudowania... nic z tych rzeczy!
Pałac Lipskich wzniesiony na latach 1786-1791 w duchu klasycyzmu, wraz z okalającym go parkiem z stylu angielskim to miejsce, które naprawdę warto odwiedzić. Pomijam już fakt, że pałacowe wnętrza mieszczą w sobie muzeum, którego oczywiście nie zwiedziłem (wrodzona awersja do tego typu atrakcji). Dla wielbicieli pałacowej architektury obowiązkowy punkt wycieczki w te strony. Pokręciłem się wokoło, nacieszyłem oko i ruszyłem jeszcze pod pobliski kościół, a później odwrót w stronę domu. Jadąc rano namierzyłem znajomy już znak kierujący do miejsca pamięci, idealny przystanek w drodze powrotnej.
Po prawie kilometrowym spacerze leśnym duktem trafiłem pod obelisk poświęcony żołnierzom 25 Dywizji Kaliskiej, którzy zginęli w tym miejscu z rąk okupanta.
Tuż obok wsparty o drzewo krzyż, przypuszczam że jako pierwszy oznaczył to miejsce. Do samochodu wróciłem już niemal po ciemku.
Bezbożnik ze mnie okrutny, jednak nie mogę się nigdy oprzeć, by nie zobaczyć takich drewnianych perełek. No po prostu lubię i tyle. Oczywiście nie chciało mi się dokładnie zerknąć na wskazania nawigacji i zamiast podjechać pod samą skrzynkę, to wygodniej było mi dreptać po zaoranym polu. Na szczęście ziemia zmarznięta, a i odcinek do pokonania nieduży. Później szybki powrót do samochodu i wio do Lewkowa.
W tamtejszym parku miła niespodzianka, bo coś sobie ubzdurałem, że zastanę chylące się ku ruinie zabudowania... nic z tych rzeczy!
Pałac Lipskich wzniesiony na latach 1786-1791 w duchu klasycyzmu, wraz z okalającym go parkiem z stylu angielskim to miejsce, które naprawdę warto odwiedzić. Pomijam już fakt, że pałacowe wnętrza mieszczą w sobie muzeum, którego oczywiście nie zwiedziłem (wrodzona awersja do tego typu atrakcji). Dla wielbicieli pałacowej architektury obowiązkowy punkt wycieczki w te strony. Pokręciłem się wokoło, nacieszyłem oko i ruszyłem jeszcze pod pobliski kościół, a później odwrót w stronę domu. Jadąc rano namierzyłem znajomy już znak kierujący do miejsca pamięci, idealny przystanek w drodze powrotnej.
Po prawie kilometrowym spacerze leśnym duktem trafiłem pod obelisk poświęcony żołnierzom 25 Dywizji Kaliskiej, którzy zginęli w tym miejscu z rąk okupanta.
Tuż obok wsparty o drzewo krzyż, przypuszczam że jako pierwszy oznaczył to miejsce. Do samochodu wróciłem już niemal po ciemku.