Za oknem trzy na minusie, chmury
gdzieś się w końcu przepadły, więc lekko zmodyfikowałem standardową drogę do
pracy i dokładając niecałe dziesięć kilometrów zahaczyłem o Dzierzbice. Byłem
tu już jakiś czas temu przy okazji poszukiwań Diany, ale nie przyszło mi wtedy
do łba, by wykręcić te kilkaset metrów dalej. Na cmentarz.
Tym razem, dla odmiany, nie
musiałem przedzierać się pomiędzy badylami, nie wypatrywałem też strzaskanych
nagrobków i połamanych krzyży. Ten najzwyklejszy wiejski cmentarz kryje jednak
coś, co każdemu mimowolnie rzuci się w oczy. Kaplica grobowa, a bardziej po
ludzku okazały grobowiec rodziny Walewskich, góruje nad pozostałymi mogiłami i
aż prosi się o chwilę uwagi.
Internet jakoś nieszczególnie dzieli
się informacjami na jego temat, a z moich ustaleń wynika, że najprędzej
spoczywają tam szczątki ówczesnego właściciela tutejszych dóbr Ignacego Jakuba
Walewskiego i jego bliskich. Walewscy herbu Kolumna, który jak przysłowiowy byk
wisi nad wejściem, wywodzą się z Walewic. Tak, tych Walewic!
Skoro odwiedziłem już cmentarz,
to głupotą byłoby nie zerknąć bliżej na sam kościół. Wzniesiona w 1789 roku
świątynia może nie jest jakoś wybitnie urodziwa i nie wyróżnia się niczym szczególnym,
za to dzwonnica pełniąca jednocześnie rolę bramy… pierwszy raz spotkałem się z
takim rozwiązaniem.
Piętnaście minut i dziesięć
kilometrów w plecy, więc czym prędzej wio do roboty!
Cmentarze mają w sobie jakiś tajemniczy urok, zwłaszcza te stare. Super, że odkrywasz takie zapomniane przez ludzi miejsca i nagrobki. :)
OdpowiedzUsuńKaplica rzeczywiście robi wrażenie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam cmentarze, mogą być nawet w drodze do pracy ;) I myślę, że nie ma czegoś takiego, jak "najzwyklejszy wiejski cmentarz", każdy ma w sobie coś szczególnego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agnieszka