września 27, 2017

Na Puszczy

Na Puszczy
Minęły dobre dwa tygodnie zanim zdecydowałem się na szybki wypad do Sompolna. Niby wcale daleko nie mam, niby ileś razy w swoim życiu przejeżdżałem przez miasteczko, ale ostatnio w żaden sposób nie było mi tam po drodze. Do dzisiaj.  


Sompolno jako takie nie było jednak celem mojej wizyty. Przemknąłem czym prędzej odpowiednimi uliczkami i po chwili, żegnając asfalt, stanąłem przed niewielką kępą drzew. Jesień od razu postanowiła się przypomnieć waląc mnie kasztanem w łeb i poprawiając kolejnym po grzbiecie.  




Zaledwie kilkaset metrów od centrum Sompolna, we wspomnianej już kępie drzew kryje się niewielka kaplica z 1732 roku. Kaplica „na Puszczy”, bo tak pozywają niewielki kościółek pod wezwaniem św. Hieronima.



Miejsce niezbyt często odwiedzane przez tutejszych, jeszcze rzadziej przez przejezdnych. Wokoło porozrzucane, równie zapomniane, nagrobki z przełomu XIX i XX wieku.



września 17, 2017

Środa w sobotę

Środa w sobotę
Początkowo w planach był powrót w okolice Puszczy Pyzdrskiej po Taczanowskiego, jednak z braku dostatecznej ilości czasu przysiadłem w piątek do mapy szukając czegoś, co nie przeciągnie mnie aż tyle kilometrów i z czym wyrobię się w max trzy godziny. Alternatywa na sobotni wypad znalazła się niewiele kilometrów dalej, za to w całości skupiona w obrębie jednego miasta. Środy Wielkopolskiej.


Zbaczając na chwilę z kursu, zupełnym przypadkiem wyniuchałem nieistniejący od lat osiemdziesiątych cmentarz. Z gonickiej nekropolii pozostały zaledwie trzy destrukty nagrobków i obelisk przypominający jej istnienie.



Pół godziny później parkowałem w Środzie i dreptałem po pierwszą skrzynkę. Widoczna już z kilku kilometrów wieża ciśnień (1911 rok), pnie się w górę na wysokość 42 metrów i robi naprawdę duże wrażenie. Tuż obok galopuje generał J. H. Dąbrowski.



Spod wieży, ulicą Harcerską, udałem się pod pomnik poświęcony harcerzom ziemi średzkiej poległym podczas ostatniej wojny. W tym miejscu powstała też pierwsza z tutejszych drużyn. Ze skrzynką uporałem się w miarę szybko, cyknąłem kilka fotek (jedna od razu poleciała do Damianowej, która akurat grasowała ze swoją drużyną w Kole) i dałem dyla w stronę rynku.



Średzki rynek zaskoczył mnie całkiem pozytywnie! Otoczony wcale brzydkimi kamienicami, odchodzące od niego uliczki aż prosiły się by w nie zajrzeć. Lubię to!




Jedna ze wspomnianych uliczek, Krzyżowa, to pozostałość po dawnym szlaku komunikacyjnym. W tym miejscu przecinały się szlaki ze Śląska i Poznania do Lądu i na Mazowsze oraz z Gniezna do Małopolski przez Kalisz. Takie położenie sprawiło, że ówczesna Środa stanowiła istotny punkt na średniowiecznej mapie. W pobliżu znajduje się pomnik bohaterskiej Armii Poznań – skrzynka, która napsuła mi sporo nerwów, głównie dlatego, że kordy zupełnie nie chciały ze mną współpracować.


Zupełnie inaczej poszło z pomnikiem 700-lecia miasta. Tamtejszy kesz padł z marszu. Co ciekawe, sam pomnik do niedawna stał jeszcze w innym miejscu. Gdzie? Sprawdźcie sobie sami.


Spod pomnika udałem się do kolegiaty. Mury piętnastowiecznej budowli, jak to często bywa, wzniesiono w miejscu drewnianego kościoła.

  
Świątynia doczekała się licznych modyfikacji, a od końca XV wieku aż do czasów rozbiorów na jej terenie odbywały się sejmiki szlacheckie. Całkiem ciekawie prezentuje się tablica upamiętniająca zbrodnie katyńskie, którą wbudowano w jedną ze ścian okalającego kolegiatę muru.



Kolejne skrzynki, to wycieczka od pomnika do pomnika. Dwa szczególnie zapadną mi w pamięć. Pierwszy upamiętnia 21 ofiar rozstrzelanych 17 września '39.


Drugi, oddalony zaledwie o niecałe 200 metrów, przypomina o analogicznej zbrodni popełnionej trzy dni później.


Rozstrzelanych pochowano pośpiesznie wzdłuż nasypu kolejowego, a w 1945 ekshumowano i złożono w zbiorowej mogile Powstańców Wielkopolskich. Drogę pomiędzy wspomnianymi pomnikami pokonałem najprościej jak się dało – prosto przez pole. W pobliżu znajduje się jeszcze jeden w miejscu, gdzie w '39 zginęli pracownicy cukrowni.


Po serii pomników przyszła kolej na... kolej. Najpierw krótka wizyta pod wieżą ciśnień opanowaną przez hordy gołębi. Aż strach podejść bliżej murów, żeby nie oberwać w łeb ptasim gównem!



A chwilę później buchająca parą ciuchcia kolei wąskotorowej. Gdybym wiedział, że punkt o dwunastej lokomotywa ruszy z miejsca, przybyłbym na miejsce kilka minut wcześniej. Niestety załapałem się na ostatnie sekundy przed wjazdem do zajezdni.


Tłumy z peronu zniknęły, więc na spokojnie mogłem pozaglądać do wagonów i zabrać się za szukanie skrzynki. Z tym drugim nie poszło mi najlepiej, nie poratował nawet pomocny głos, który towarzyszył mi w zdobywaniu ścieżki.



Ostatnie kesze łapałem w pośpiechu, bo czas coraz bardziej naglił. A FINAŁ, to już zupełnie inna historia!

DZIĘKI!

września 14, 2017

Leśne opowieści cz.3

Leśne opowieści cz.3
Grzyby. Dziadostwo, które od czasu do czasu zdarzy mi się zbierać i choć nie lubię łazić z nosem przy ziemi, to jednak zawsze jakiś dodatkowy pretekst by połazić po lesie. Znam się na nich tyle o ile, ale kilka podstawowych gatunków wyryte mam na przysłowiową blaszkę i póki co nikt nie wyciągnął kopyt po moich zbiorach. Nie jest źle.


Codziennie mijam kilkanaście samochodów rozlokowanych przy pobliskich lasach, przyszła więc kolei i na mnie. Każdy w miarę ogarnięty wie, że im wcześniej ruszyć na grzybobranie, tym więcej można upolować. Temu chwilę przed dziewiątą wbiłem w pierwszy zagajnik tratując po drodze kupkę odrzuconych przez kogoś robaczywek. Rychło w czas.


Po kilkunastu minutach prawie wlazłem na pierwszego borowika i znalazłem kilka mniejszych niedobitków ocalałych z wcześniejszych łowów. Durni grzybiarze łażą ino tam, gdzie las nie czai się na nich kolczastymi badylami i innym drapiącym badziewiem. Co innego ja. Ja z reguły wybieram najmniej dostępne miejsca, więc co mi tam podrapana morda i utytłane szmaty, grunt, że w koszyku przybyło.


I tak wciskam się coraz głębiej w te chaszcze, i tak brodzę w ciarachach zgarniając na siebie pajęczyny. Koszyk już prawie pełny, ale ja zachłanny jestem więc upycham dziadostwo ile wlezie, będzie Damianowa miała co suszyć i do gara wrzucić. Las z zewnątrz całkiem jeszcze letni, w głębi coraz bliżej mu do jesieni. Zielonego jakby mniej, żółty powoli zaczyna się panoszyć a i ptactwa znacznie ubyło. Wrzesień.

  
Na jednej z polan chałupa z białego kamienia. Naście lat temu zdarzało mi się zajrzeć na herbatę, jakieś piwo też się tutaj wypiło. Teraz pusto. Kilkaset metrów dalej pojawiła się za to kapliczka.



Inna niż większość, baa inna niż wszystkie w promieniu wielu kilometrów! Chciałoby się powiedzieć, że aż nie pasuje do tutejszych realiów, ale cieszy oko swoją skromnością. Ot figurka z drewna przybita do sosny... autor póki co dla mnie nie znany.

września 04, 2017

Kościół w Białej

Kościół w Białej
Kilka już razy przymierzałem się wykręcić do Białej, jednak nigdy nie było mi tam po drodze ni przy okazji. W końcu trafił mi się wyjazd dosłownie dwie wsie dalej, więc żal byłoby nie podjechać po tamtejsze skrzynki.


Zaparkowałem pod samym kościołem i w zasadzie bez wyciągania garmina poszedłem, jak po swoje. Sam kościół pochodzi z XVIII wieku, a w 1938 roku doczekał się rozbudowy. Fundatorem budowy był ówczesny właściciel wsi, sędzia łęczycki, niejaki Wilkanowski.



Na tyłach świątyni krzyż i pamiątkowa tablica poświęcona nieznanym bohaterom Powstania Styczniowego. Kilkaset metrów dalej, na cmentarzu parafialnym, mogiła poległych w okolicach wsi Kębliny w ramach Bitwy nad Bzurą.



Spoczywających tu Nieśmiertelnych pochowano pierwotnie w parku dworskim, przypominają o tym dwa kamienie ustawione obok drogi.


Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger