grudnia 21, 2017

Niespodziewana objazdówka

Niespodziewana objazdówka
Mleko z samego rana skutecznie spowalniało ruch na drodze, jednak dzień wcześniej okazało się, że jestem zmuszony uderzyć w okolice pomiędzy Zgierzem a Strykowem. No nic, korzystając z okazji i chwili wolnego czasu pomiędzy robotą a robotą, zrobiłem małą objazdówkę za skrzynkami.


Stryków znam. Byłem wiele razy, za skrzynkami też mnie tu przywiało. Co prawda, dziś część z nich już nie istnieje, ale ta w cegielni nadal na mnie czekała. Trochę nie do końca wiedziałem, jak się za nią zabrać, bo zupełnie nie byłem przygotowany na włażenie w dziury - przecież do pracy przyjechałem, a nie łazić po zbyrach.



Dojście na kordy nie wyglądało jednak tak źle, jak przypuszczałem. Obyło się bez brudzenia i innych atrakcji. Cegłą w łeb też nie dostałem, więc spokojnie mogłem pojechać dalej.


Po sąsiedzku z cmentarzem mariawickim, nad zalewem, mgła zabrała widoczność rysując przy okazji całkiem miły dla oka pejzaż. Na sam cmentarz nie właziłem, cmentarz jak cmentarz. Kilka lat temu zakradałem się na tyły ichniejszego kościoła. Bardziej w centrum Strykowa, obok szkoły, znajduje się pomnik poświęcony zasłużonym tego miasta. Co ciekawe, ponoć to jedyny w Polsce pomnik będący stosem książek (trzy, to już stos?)

Opuszczając miasteczko wykręciłem jeszcze na kolejny cmentarz po Nieśmiertelnych'39. Celowałem, żeby podjechać jak najbliżej współrzędnych, jednak na nic się zdały moje misterne wyliczenia, bo hulać przez parkan tym razem nie planowałem.



Część cmentarza zajmują dawne pochówki ewangelickie. Pomiędzy nimi udało mi się wypatrzeć kilka sztuk z Pierwszej Wojny Światowej. Jakiś czas temu żaliłem się, że sporadycznie trafiam na cmentarze wojenne z tego okresu. Ostatnio zdarza mi się to coraz częściej i jedna rzecz przykuła moją uwagę - niemal identyczna forma nagrobków na cmentarzach w okolicy Łodzi. Czyżby armia niemiecka miała jakiś z góry narzucony wzór, lub wykonywał je jeden zakład kamieniarski? Ciekawe...


Ze Strykowa udałem się do Bratoszewic, zaparkowałem pod kościołem i ruszyłem na mały spacer po okolicy.


Dobrze wiedziałem, co za perełka czeka na mnie w tym miejscu, jednak tym razem musiałem obejść się smakiem i ze łzami w oczach zrobić symboliczną rundkę wokoło. Tak to jest, gdy wypada niespodziewana wizyta w planowanym od dawna miejscu, szmaty na przebranie suszą się na strychu, a nie można się upierdzielić bo za chwilę czekają nas obowiązki. 




Zostało mi dobra godzina, więc niespiesznie skierowałem się w stronę Piątku po drodze zatrzymując na chwilę w Koźlu.



Obok cmentarza odrębna kwatera poległych w walkach w rejonie górnej Bzury. Spoczywa tu około dwustu żołnierzy i 49 cywilów. Większość pozostała bezimienna.

grudnia 02, 2017

Kirkut i dwie kapliczki

Kirkut i dwie kapliczki
Zima, jak widać, coraz bardziej zaczyna o sobie przypominać. Przed wyjazdem musiałem spędzić kilka minut na skrobaniu szyb i nie powiem, że byłem z tego powodu zadowolony. Z resztą kto by był.

  
Lekki mrozek trzymał się jeszcze przez którąś godzinę, co doskonale widać na oszronionych macewach zgierskiego kirkutu. Na bramie niby kłódka, ale bez najmniejszego problemu można dostać się do środka. Już na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak. Macewy są, a jakże, jednak poukładane w niewielkie stosiki. Tak sobie leżą i pewnie długo to się nie zmieni. Kirkut w swej pierwotnej postaci już tu nie istnieje, część macew nadal tkwi w zgierskich krawężnikach, a ogrodzony teren to jedynie część dawnego cmentarza wydzielona w latach dziewięćdziesiątych.


Ze Zgierza małe kilometry dzieliły mnie od Lasu łagiewnickiego, który postanowiłem zdreptać wzdłuż i wszerz, od skrzynki do skrzynki. Na pierwszy ogień poszedł obelisk poświęcony żołnierzom poległym 11 września '39.


Swoim zwyczajem wybrałem najkrótszą z możliwych dróg, czyli dojazd samochodem vis a vis współrzędnych, najbliżej jak się da i dalej na butach. To był błąd! Za kilka minut przyszło mi brodzić w bagnie i kluczyć pomiędzy sadzawkami po napitej jak gąbka łące. Posuwałem się z żółwią prędkością i gracją sparaliżowanego pająka dopóty, dopóki nie wlazłem na skraj lasu. Później było już okej. Na błędach się nie uczę, bo do samochodu wracałem tą samą drogą. Po blisko pół godzinnej akcji z obeliskiem udałem się pod klasztor Franciszkanów, tam zaparkowałem i wio w las. Najpierw szybka akcja ze świętym Walentym i pierwszy etap Dwóch Kapliczek.


Z ich powstaniem wiąże się wiele legend, jednak większość skupia się wokół powstania kaplicy i objawień świętego Antoniego. Starsza z kapliczek została przeniesiona tutaj z chwilą, gdy na jej miejscu wzniesiono nieistniejący już drewniany kościół.

  
Na początku XVIII wieku postawiono obok drugą kapliczkę, pod wezwaniem św. Rocha i Sebastiana. Być może do jej budowy użyto drewna z wspomnianego wcześniej kościoła. Prawdopodobnie służyła jako pustelnia


Kordy do kolejnego etapu policzone, co możliwe zobaczone, więc dalej w las! Przyznam szczerze, że pierwszy raz w życiu zapuściłem się w te rejony, więc radocha z odkrywania nieznanego była jeszcze większa. Mglista pogoda dodatkowo dodawała smaczku.



Kilka skrzynek i kilka kilometrów dalej, dotarłem pod kolejny obelisk. Naprzeciwko pozostałości fundamentów po willi, w której mieścił się sztab wojska niemieckiego zbombardowany przez rosyjski samolot zwiadowczy w 1914 roku. Na kamieniu nazwiska poległych wówczas żołnierzy.


Powoli nadszedł czas na powrót i dalszą część skrzynkowego szlaku, więc od punktu do punktu posuwałem się naprzód. Na koniec zgarnąłem kapliczkowy finał i obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę – fajny ten las.
Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger