lipca 31, 2017

Łęczycka Zagroda Chłopska

Łęczycka Zagroda Chłopska
Skansen w Kwiatkówku mijałem już niejednokrotnie, raz nawet na chwilę zerknąłem zza szlabanu na zagrodę, ale na dłuższe zwiedzanie zawsze brakowało mi czasu (lub chęci). W końcu jednak nastała ta wiekopomna chwila i dane mi było przeszperać chyba każdy kąt.


Zazwyczaj podobne przybytki traktuję, jak kolejne punkty na trasie. W pośpiechu zerkam gdzie mogę, ewakuuję się do samochodu i pędzę dalej. Tym razem czasu miałem aż nadto, a Kwiatkówek miał być główną atrakcją dnia. I był!



Z pierwszej chałupy wygramoliliśmy się dość szybko, w kolejnej zeszło nam niewiele dłużej. Tak, tym razem dla odmiany nie byłem sam. Nie było też ze mną Damianowej, ale to akurat kwestia czasu... daleko nie mamy. 


Prawdziwa zabawa zaczęła się przy studni, a manipulowanie żurawiem okazało się być nie lada frajdą dla całej ekipy. Duży, baa ogromny plus dla obsługi skansenu, zwłaszcza dla Pana Andrzeja i Pani od koźlaka (imienia nie pomnę, za co posypuję łeb popiołem). Przerobiłem już kilka skansenów i z ręką na sercu przyznaję, że w tutejszym czułem się jak u siebie. Nikt nie pogania, nie zabraniają włazić tu i ówdzie, a wręcz jest się do tego zachęcanym. W to mi graj!



Nie wiem, co było najpierw: kuźnia czy koźlak, ale w obu miejscach spędziliśmy dłuższą chwilę. Podobnie w olejarni. O dziwo, to najmłodsi uczestnicy ekskursji dopominali się o bimber, ale przyszło nam się obejść smakiem. 




Jeśli mam być szczery, a jestem zawsze, to wizyta w Kwiatkówku zmieniła nieco moje podejście do takiej formy zwiedzania. Nie żebym jakoś specjalnie planował się nagle przerzucić z samotnych eskapad po zbyrach na skanseny, ale od czasu do czasu postaram się wygospodarować dłuższą chwilę na coś takiego. Tak dla odmiany. 


Na koniec jeszcze tylko fotka Nepomuka i wio dalej!

lipca 22, 2017

Olędrzy Puszczy Pyzdrskiej

Olędrzy Puszczy Pyzdrskiej
Pomysł na wyjazd w tą część Wielkopolski pojawił się bodajże w niedzielę, we wtorek zapadła ostateczna decyzja, a w środę przed piątą pakowałem się już do samochodu. Ostatnie tygodnie nauczyły mnie, żeby do ostatniej chwili nie ufać prognozom pogody, ale ta na szczęście postanowiła nie wchodzić mi w paradę i jak się później okazało, trafiłem na jeden z cieplejszych dni lipca.


Pierwsze promienie słońca dogoniły mnie w okolicach rzeki Rgilewki, gdzie zastałem jeszcze resztki opadającej mgły. W zasadzie zatrzymałem się tam na chwilę tylko po to, żeby cyknąć kilka fotek, bo do celu dzieliło mnie jeszcze sporo kilometrów. Co prawda, po drodze zaliczyłem jeszcze jeden przymusowy postój, ale i tak wyrobiłem się niemal idealnie z zakładanym czasem. W pół do ósmej zgarnąłem pierwszą skrzynkę na cmentarzu ewangelickim w Zamętach. Wieś założona w 1787 roku, niegdyś nazywała się Holendry Danowiec. Cmentarne wzniesienie rozorane przez jakieś quady, wypatrzyłem nawet kilka kości (na oko piszczelowa i fragmenty żeber). Kilkaset metrów dalej, przy drodze, stoi niewielki poewangelicki kościółek z 1925 roku. 


Świątynia służyła miejscowym protestantom, potomkom osadników olęderskich zamieszkujących tutejsze tereny. Kim byli Olędrzy wspominałem już wcześniej, o TUTAJ. Na terenach dawnej Puszczy Pyzdrskiej znajduje się największe w Polsce skupisko wsi olęderskich. Ponad siedemdziesiąt wiosek rozsianych po okolicznych bezdrożach, w dużej mierze po dziś dzień zachowało swój ówczesny układ i charakterystyczne elementy architektury. Dużą ciekawostką są domy "z żelaza" zbudowane z rudy darniowej. Opuszczając niewielkie Zamęty skierowałem się do oddalonego o kilka kilometrów Stawiszyna. Na tamtejszym cmentarzu odbywają się jeszcze sporadyczne pochówki, znajduje się także mogiła powstańcza z 1863 roku.


W centrum, a może już na obrzeżach niewielkiego miasteczka znajduje się neogotycki kościół (również ewangelicki) wzniesiony w latach 1785-1788. Obecnie w stanie względnej ruiny.


Byłbym chory, gdybym choć nie spróbował zerknąć do środka. Na szczęście należę do tego gatunku ludzi, którzy dbają o własne zdrowie ze szczególną starannością, więc...



Niestety zawalone schody nie pozwalają zbliżyć się do osiemnastowiecznych organów, czy wdrapać na wieżę. Szkoda. Jadąc dalej tropem Olędrów trafiłem do zapomnianej zagrody w Piskorach. Chałupa pod strzechą, studnia z żurawiem, spróchniałe sztachety w resztkach stojącego płotu...


Mimo dość wczesnej pory, słońce zaczynał coraz bardziej przygrzewać, a zetka w samochodzie grodziła ponad trzydziestostopniowym upałem. W końcu trochę lata! Droga do następnych cmentarzy nie zawsze przypominała drogę, choć niekiedy występowały śladowe ilości asfaltu. 



W Starym Borowcu porzuciłem samochód na skraju lasu i zgarniając kilka litrów rosy z pola dotarłem do kolejnego cmentarza. Znów niewielkie wzgórze, omszałe i strzaskane nagrobki, a tuż obok zapomniana zagroda. Chałupa dosłownie na metry graniczy z grobami.



Od cmentarza do cmentarza, tak w dużym skrócie mógłbym opisać środową wycieczkę. Mimo upływu lat i braku opieki, niektóre z nagrobków nadal przykuwają uwagę swoim wyglądem.



Koniec końców przyszła pora na Grodziec, w drodze do którego minąłem przystanek pośrodku niczego i może kilkadziesiąt bocianów grasujących tu i ówdzie. W samym Grodźcu, poza cmentarzem oczywiście, odwiedziłem kolejny kościół.



W lipcu 1796 roku, hrabia Stadnicki wraz z mieszkańcami okolicznych wsi, podpisał porozumienie dotyczące ustanowienia parafii ewangelickiej w Grodźcu. Budowę pierwszego kościoła rozpoczęto pod koniec XVIII wieku. Niewielka świątynia z czasem popadła w ruinę, temu pastor Joseph Spleczyński zainicjował budowę nowej. Brak funduszy skutecznie krzyżował plany, jednak 9 sierpnia 1846 roku odbyło się uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego. Ówczesny dziedzic nie do końca wywiązywał się ze swoich zobowiązań, toteż kościół ukończono ostatecznie dopiero po dwudziestu latach. 



Trochę się nakręciłem nim znalazłem właściwą ścieżkę, w końcu jednak się udało. Dach kościoła już dawno stanowi podłoże do rosnących wewnątrz muru drzew. Pokręciłem się kilka minut po okolicy i ruszyłem szlakiem kolejnych cmentarzy.


Największe wrażenie zrobiła na mnie nekropolia w Orlinie Dużej. Otoczona kamiennym parkanem, w lesie i nieco oddalona od drogi, z dużą liczbą grobów i naprawdę rozległa! Jedno z ciekawszych miejsc na tym olęderskim szlaku.



Po drugiej stronie drogi jest jeszcze chałupa będąca niegdysiejszą pastorówką. Sama Orlina Duża została założona przez starostę Franciszka Stadnickiego w 1784 roku. Najstarsze pochówki na tutejszym cmentarzu sięgają drugiej połowy XIX wieku. Do południa zostało mi jeszcze trochę czasu, więc niespiesznie zahaczałem o następne cmentarze.



Niektóre, gdyby nie nikłe ślady przeszłości, nijak nie przypominałby tego czym niegdyś były. Moja olęderska wędrówka po dawnej Puszczy Pyzdrskiej dobiegała końca, więc mogłem sobie pozwolić na małą przerwę w Nowej Kaźmierce.


Ceglany kościółek z początków XX wieku, otoczony kameralnym cmentarzem. Po dziś dzień odbywają się tutaj msze, zarówno w obrządku ewangelickim jak i katolickim. Okna niby wysoko, ale udało mi się zajrzeć do środka, w oczy rzuca się przede wszystkim skromy wystrój. Jeszcze tylko jeden cmentarz i mogłem wracać do domu. 

lipca 05, 2017

Raciążek

Raciążek
Pierwszy raz odwiedziłem Raciążek blisko dziesięć lat temu z Damianową. Za drugim razem przydreptałem tu z buta od strony Ciechocinka, później kombinowałem jak dostać się do jedynki i na Włocławek, aż trafiła mi się okazja pod sam dom. Znowu więcej szczęścia niż rozumu. Ostatnio i tak byłem w pobliżu, więc co mi szkodziło ponownie zajrzeć na zamek.


Pierwotnie znajdował się tutaj drewniano-ziemny gród z połowy XIII wieku. Wzniesiony przez biskupów kujawskich i zniszczony podczas drugiego oblężenia w 1330 roku przez wojska zakonne, niedługo później zastąpiony został budowlą z cegieł. Konkretna data powstania nie jest znana, pewne jest jednak, że inicjatorem budowy był biskup Maciej z Gołańczy. Jego następca, biskup Zbylut z Gołańczy, wzbogacił zamek o mury obwodowe wzdłuż krawędzi zbocza i powiększył nieco jego rozmiary. W kolejnych latach powstały zabudowania gospodarcze i czworoboczna wieża – pamiątka po biskupie Janie Karnkowskim.



W zamkowych murach gościł Władysław Jagiełło i Jadwiga, odbywały się rokowania poprzedzające wielką wojnę z państwem zakonnym. Pod koniec szesnastego wieku, Hieronim Rozdrażewski przekształcił założenia zamkowe w późnorenesansową rezydencję obronną. Dalsze dzieje zamku, to stopniowe popadanie w ruinę i decyzja władz pruskich o ostatecznej rozbiórce z 1804 roku.


Sam Raciążek, jak to Raciążek. W trakcie mojej półgodzinnej wizyty spotkałem dwie kobitki pod kościołem i grupkę gimnazjalistów obalających flachę na tyłach ruin, poza tym zero dwunożnych form życia. Nic. Nikogo.


Wspomniany kościół, jak informuje tablica na murze, powstał w latach 1597-1612 z fundacji biskupa Hieronima Rozdrażewskiego. Jest trzecią z kolei świątynią w Raciążku. 



Rundka wokoło, cap za klamkę i o dziwo otwarte, więc zerknąłem na koniec do środka. No kościół, jak kościół. 




Bliżej zamku, bodajże przed remizą strażacką znajduje się jeszcze pomnik poświęcony okolicznym mieszkańcom biorącym udział w walkach o wolną Polskę.


I to by było tyle, chyba że trafię tutaj jeszcze kiedyś i wypatrzę coś nowego.
Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger