grudnia 01, 2016

Powrót do Sławoszewa

Pierwszy raz trafiłem tutaj prawie dziesięć lat temu. Nakręciliśmy wtedy z Damianową blisko 70km na rowerach, ale warto było! Fakt faktem, że zahaczyliśmy wtedy jeszcze o kilka innych miejsc, a do Sławoszewa dobiliśmy późnym popołudniem, ale ten drewniany kościółek o każdej porze dnia i roku ma swój niepowtarzalny urok. Małe to to, niepozorne, ale cieszy oko. 



Mimo, iż wracam tutaj dość często, to nigdy nie udało mi się zajrzeć do wnętrza kaplicy. Może kiedyś. Miałem za to okazję dość dokładnie „zwiedzić” sąsiadujący z kościołem dwór. Z tego co pamiętam, to wewnątrz zachowało się sporo detali z epoki. Dzisiaj cały teren otoczony siatką, a dwór szczelnie zabity dechami… może to i dobrze.


Wczoraj średnio trafiłem z pogodą, ale dosłownie kilka kilometrów wcześniej rozhulała się zima. Nie to, żebym nie lubił śniegu i specjalnie szukał okazji do marudzenia, ale niezbyt przyjemnie jechało się w taką pogodę.


Na koniec mała niespodzianka, a w zasadzie zapowiedź tego, co wkrótce się tutaj pojawi. Jakiś czas temu wpadł mi w ręce ciekawy rękopis, blisko osiemdziesiąt stron zapełnionych po brzegi historią Sławoszewa. 


Tak, jestem już w trakcie przepisywania…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger