Budzik rozhulał się chwilę po
siódmej, za oknem mleko i mróz, a do tego sobota. Jakoś nie zdziwiło mnie, że
przez całą drogę minąłem zaledwie kilka samochodów, ale kto rano wstaje temu dzban
na malowane wrota, czy jakoś tak. Mniejsza. Za niedługi czas parkowałem przy
pomniku, pod którym pozowałem do zdjęcia jakieś szesnaście lat temu, jak nie
lepiej. Średnio mnie wtedy interesowała jego historia, ot stoi coś przy drodze,
tym razem przyjechałem tu w konkretnym celu.
Pamiątkowa tablica głosi, że 29
kwietnia 1863 roku poległ tutaj dowódca pułku Léon Young de Blankenheim, ochotnik armii
francuskiej zwerbowany przez Hotel Lambert. W marcu 1863 roku przejął dowództwo
jednego z trzech oddziałów tworzonych przez poznański Komitet Działyńskiego.
Zginął podczas potyczek w Nowinach Brdowskich, dwa dni po zwycięskiej bitwie
pod Nową Wsią. Fakty z historii powoli zestrajały mi się z okolicznymi punktami
na mapie, czyli jednak szedłem dobrym tropem!
Kilka kilometrów dalej zatrzymałem się w miejscu, które poprzednim razem
jedynie minąłem. Spora dawka informacji zapisanych na kamieniach i nie tylko,
fotografie, krzyże, flagi… miejsce pamięci pełną gębą, super!
O pułkowniku Kazimierzu Mielęckim warto wspomnieć nieco więcej, tym
bardziej że głównie za jego przyczyną pojawiłem się tutaj ponownie. Urodzony w
Karnie, na stałe osiadł w Nowej Wsi pod Włocławkiem i jako jeden z pierwszych
ziemian dołączył do powstania. Ósmego lutego objął dowództwo nad oddziałem
formowanym przez majora Ulatowskiego i uderzył na Przedecz zdobywając magazyny
wojskowe z bronią i amunicją. Dwa dni później stoczył bój z kolumną rosyjską
majora Nelidowa pod Cieplinami, po którym wycofał się w lasy lubstowskie. Po
klęsce pod Krzywosądzą oddał się pod rozkazy Ludwika Mierosławskiego i
uformował nowy oddział. Po aresztowaniu Zygmunta Padlewskiego został mianowany
pułkownikiem i naczelnikiem sił zbrojnych województwa mazowieckiego. Z
początkiem marca wkroczył ponownie na teren Królestwa Polskiego, a w połowie
miesiąca rozpoczął działania zaczepne w północno-zachodniej części powiatu
konińskiego. Po kilku udanych akcjach przesunął się w lasy kazimierzowskie i
podporządkował sobie oddziały E. Calliera i W. Miśkiewicza. Po bitwie pod Pątnowem został zmuszony do
odwrotu z powodu braku amunicji. W okolicach Mikorzyna doszło do kolejnego
spotkania z Nelidowem, gdzie został ciężko ranny. Zmarł w Mamliczu 9 lipca, na
jego pogrzebie w Łabiszynie zgromadziło się dziesięć tysięcy ludzi, aby przy
palących się beczkach smoły oddać mu hołd.
Tablica, a raczej odręczny napis na płachcie brezentu (?) skierował mnie do
kolejnego miejsca. Trafiłem tam przypadkiem na początku listopada, ale i tym
razem nie mogłem odmówić sobie susów przez pole. Samochód zaparkowałem przy znajomym
już kamieniu i ruszyłem brzegiem jeziora. Mgła i mróz, piękne połączenie.
Za kilka minut przed oczami stanął mi brzozowy krzyż. Po dziś dzień
obowiązuje tu carski ukaz „nie wolno tam podchodzić”, a spoczywają pod nim
powstańcy polegli dziesiątego lutego pod Cieplinami.
Teraz wiem też, że wrócę w te strony jeszcze z innego powodu.
Niesamowicie sentymentalna podroz...
OdpowiedzUsuńZdjęcia bardzo pasują do klimatu historii.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne, nastrojowe zdjęcia. Dobrze, że ktoś odwiedza takie miejsca i pisze o nich.
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia o istnieniu tego miejsca. Bardzo dobre zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie interesuję się historią, ale zdjęcia bardzo klimatyczne :)
OdpowiedzUsuń