Samochód chwilami haczył podwoziem i mimowolnie ciągnął w stronę pola. Ostatnie kilkaset metrów błotnistego offroadu dzieliło mnie od niewielkiego lasku, którego skraj skrywał to, co tak często towarzyszy moim objazdówkom. Znów znajome fragmenty krajobrazu: śródpolne dróżki, chałupy z białego kamienia i sosnowe zagajniki; tym razem brakowało tylko pokrzykujących z oddali żurawi. Moje ulubione ptaszyska.
Niedzielny poranek niczym nie przypominał poprzednich dni. Temperatura lekko na plusie, mgła mniejsza i większa, zamiast ślizgawki breja... całkiem przyjemnie. Ledwie zdążyłem wjechać w las, a już znalazłem to, po co przyjechałem.
Zrujnowana kaplica - pamiątka po ówczesnych osadnikach. Słyszałem o niej już dobre kilka lat temu i choć mieszkam śmiesznie blisko, to do tej pory nie było mi po drodze. Gdyby nie charakterystyczne łuki nad oknami i fragment psalmu u wejścia, nie różniła by się od większości chałup z białego kamienia rozsianych tu i tam.
Zwyczajowo pokręciłem się wokoło próbując zestroić wyobraźnię z historią i szukając śladów tej drugiej. Oczywiście znalazłem. Na tyłach kaplicy, kawałek w głąb a jednocześnie na skraju lasu zachował się całkiem nieźle wał z polnych kamieni okalający zapomniane mogiły.
Czas, przyroda i ludzka głupota nie oszczędziły i tej nekropolii. Przebijając się przez zarośla w stronę żelaznego ogrodzenia wypłoszyłem stadko raniuszków, które czym prędzej ewakuowały się na drugą stronę cmentarza.
Chwilę później zaczęło nieprzyjemnie siąpić, więc sam zarządziłem ewakuację.
Bardzo lubię takie miejsca. Czy wiadomo coś więcej o historii kaplicy i cmentarza?
OdpowiedzUsuń