Odkąd sięgam pamięcią, znajoma sylwetka wiatraczyska majaczyła na horyzoncie i wraz z upływem lat ulegała naporom czasu i pogody. Samych śmigieł już prawie nie pamiętam, musiały rozpaść się najwcześniej. Dach? Jeszcze do niedawna trzymał się w miarę stabilnie, teraz gotowy runąć pociągając za sobą resztę konstrukcji.
Tego typu wiatraki na dobre rozgościły się w Polsce około XV wieku i niemal wrosły w naturalny, wiejski krajobraz. Wertując od czasu do czasu dawniejsze mapy widuję je co kilka wsi, niestety do obecnych czasów przetrwały tylko pojedyncze sztuki. Zazwyczaj na uboczu, osamotnione i coraz mocniej kąsane zębem czasu, relikty minionego.
Koźlak w Tarnówce solidarnie dzieli smutny los pobratymców i z roku
na rok, z wichury na wichurę traci resztki sił. Drewniana konstrukcja
straszy połamanymi dechami i z bliska wygląda o wiele gorzej niż
przypuszczałem. Szkoda, że dostępu do środka strzegą niegościnne
szerszenie. Pokaźnych rozmiarów gniazdo i bzyczące towarzystwo
skutecznie wybiło mi ze łba pomysł na wspinaczkę.
A
czemu koźlak? Podstawą tego typu młynów jest drewniany kozioł, prościej
mówiąc masywny kloc będący osią wiatraka i umożliwiający obracanie nim w
stronę wiatru. Ponoć do sterowania wystarczyło kilku chłopa
manewrujących dyszlem, bądź rozeźlona kobita młynarza.
Lubię przebywać w towarzystwie koźlaków, lubię je odwiedzać... szkoda, że jest ich coraz mniej.
Uwielbiam odkrywać i zwiedzać takie tajemnicze miejsca. Zawsze na takie wyprawy wkładam buty w góry Lato jest porą roku która budzi we mnie odkrywcę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Marceliną takie miejsca są super! Fajnie, jeśli w pobliżu można jeszcze znaleźć jakieś tanie kwatery, w których można spędzić noc i zjeść coś pysznego.
OdpowiedzUsuń