Grzyby. Dziadostwo, które
od czasu do czasu zdarzy mi się zbierać i choć nie lubię łazić
z nosem przy ziemi, to jednak zawsze jakiś dodatkowy pretekst by
połazić po lesie. Znam się na nich tyle o ile, ale kilka
podstawowych gatunków wyryte mam na przysłowiową blaszkę i
póki co nikt nie wyciągnął kopyt po moich zbiorach. Nie
jest źle.
Codziennie mijam
kilkanaście samochodów rozlokowanych przy pobliskich lasach,
przyszła więc kolei i na mnie. Każdy w miarę ogarnięty wie, że
im wcześniej ruszyć na grzybobranie, tym więcej można upolować.
Temu chwilę przed dziewiątą wbiłem w pierwszy zagajnik tratując
po drodze kupkę odrzuconych przez kogoś robaczywek. Rychło w czas.
Po kilkunastu minutach
prawie wlazłem na pierwszego borowika i znalazłem kilka mniejszych
niedobitków ocalałych z wcześniejszych łowów. Durni
grzybiarze łażą ino tam, gdzie las nie czai się na nich
kolczastymi badylami i innym drapiącym badziewiem. Co innego ja. Ja
z reguły wybieram najmniej dostępne miejsca, więc co mi tam
podrapana morda i utytłane szmaty, grunt, że w koszyku przybyło.
I tak wciskam się coraz
głębiej w te chaszcze, i tak brodzę w ciarachach zgarniając na
siebie pajęczyny. Koszyk już prawie pełny, ale ja zachłanny
jestem więc upycham dziadostwo ile wlezie, będzie Damianowa miała
co suszyć i do gara wrzucić. Las z zewnątrz całkiem jeszcze
letni, w głębi coraz bliżej mu do jesieni. Zielonego jakby mniej,
żółty powoli zaczyna się panoszyć a i ptactwa znacznie
ubyło. Wrzesień.
Na jednej z polan chałupa
z białego kamienia. Naście lat temu zdarzało mi się zajrzeć na
herbatę, jakieś piwo też się tutaj wypiło. Teraz pusto.
Kilkaset metrów dalej pojawiła się za to kapliczka.
Inna niż większość,
baa inna niż wszystkie w promieniu wielu kilometrów!
Chciałoby się powiedzieć, że aż nie pasuje do tutejszych
realiów, ale cieszy oko swoją skromnością. Ot figurka z
drewna przybita do sosny... autor póki co dla mnie nie znany.
Bardzo lubię grzybobrania, nawet jeżeli nie samowolne w zbiory. I tylko z rodzina! Sama bym się pewnie pogubiła w lesie:-) piękne zdjatka
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam ludzi lubiących spacerować po lasach. Ja jestem tym typem, który wchodzi między drzewa i skacze najszybciej jak mogę, żeby tylko żaden robak na mnie nie usiadł :D
OdpowiedzUsuńGrzybobranie wspaniała sprawa, ale Twoja relacja, mijane miejsca, piękne grzyby przedstawione w fotografiach to po prostu magia zamknięta w kadrach :)
OdpowiedzUsuńJa generalnie grzyby lubię zbierać, ale absolutnie nie lubię ich jeść. Więc pod tym kątem cała reszta rodziny ma dobrze, bo zmniejsza się ilość osób do obdzielenia grzybami ;) Natomiast sama idea bycia na świeżym powietrzu, wędrówki po lesie, spędzania czasu wspólnie, przemawia do mnie i to mocno!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, bardzo klimatyczne!
OdpowiedzUsuńPrzepiekne ujecia. Dla mnie W zbieraniu grzybow najwazniejsze jest chodzenie Po Lesie 😁 spokój cisza
OdpowiedzUsuńKiedyś znałam wszystkie grzyby. Tata mnie zabierał na grzybobrania, a teraz jestem zielona w tym temacie. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię chodzić po lesie i zbierać grzyby, a podobno w tym roku ich wysyp :)
OdpowiedzUsuńZbierać nie lubię, ale jeśc za to tak :D
OdpowiedzUsuńRewelacyjne zdjęcia
OdpowiedzUsuńGrzybobranie stało się w tym roku ulubionym rytuałem naszego synka. Uwielbiamy spacerować po lesie całą rodziną - ale na takie klimatyczne miejsca jak u Ciebie rzadko trafiamy.
OdpowiedzUsuńOj chodziło się kiedyś po lesie, oj chodziło. ;)
OdpowiedzUsuńNie lubie zbierać grzybów,a le chodzić po lesie i owszem
OdpowiedzUsuńI jak nie kochać grzybobrania, mnóstwo wrażeń podczas niego nam towarzyszy, zdrowotne spacery, piękno przyrody, wyłapywanie szczegółów. :)
OdpowiedzUsuńMartwi mnie to, że nie mam już na nie tyle czasu, co kiedyś. Ale może jeszcze coś się odmieni. :)
Usuń