Siadłem, otworzyłem piwerko i
stwierdziłem, że może by tak od czasu do czasu napisać coś mądrego. Wiem, kto
miał mnie okazję poznać i posłuchać, pewnie teraz śmieje się w głos i turla po
podłodze, bo co mądrego mogę mieć do powiedzenia, a tym bardziej do napisania.
W zasadzie, to jestem podobnego zdania, ale cóż… chyba dam radę.
Od tej pory, poza standardowym pierdzieleniem, postaram się publikować bardziej konkretne wpisy. Czego będą dotyczyły? Często mam okazję „zwiedzać” miejsca, które z jakiegoś powodu zasługują na więcej uwagi niż kilka zdań, a że grzebanie w różnych źródłach i gromadzenie tego wszystkiego we łbie leży w mojej naturze, stwierdziłem że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się tym z Wami podzielić. Oczywiście nie nastawiajcie się na naukowy bełkot, fachową wiedzę i diabli wiedzą co jeszcze... tego nie będzie na bank! To co, lecimy?
Marudząc kiedyś o tym, jak to
było w Kłeckich Bieszczadach, wspominałem o wizycie na wzgórzu Kuś, prawda? No
właśnie. Niewielki otoczony lasem pagórek położony pomiędzy wsiami Gorzuchów i
Wilkowyja niezbyt pochlebnie wpisał się historię regionu za sprawą pewnego
wydarzenia z 1761 roku. Ostatniego września, na mocy wyroku sądu w Kiszkowie,
dokonano tam egzekucji dziecięciu zielarek z Gorzuchowa. Ówczesne metody nie
odbiegały standardom wprowadzonym przez inkwizycję, więc po wcześniejszych
torturach i wymuszeniu winy na oskarżonych spalono je na stosie. Był to jeden z
ostatnich procesów o czary na terenach naszego kraju. Jak do niego doszło? Nie
do końca wiadomo, co ostatecznie przyczyniło się do oskarżenia o rzekome czary,
ale możemy być w miarę pewni kto… bracia Szeliscy. A konkretnie Jan i
Bartłomiej.
Jeden z nich, rzekomo za sprawą
złego uroku, spadł niefortunnie z konia. Drugi, nazbyt łakomy na okoliczne dziewuszki,
prawdopodobnie daremnie próbował tego i owego z mieszkankami Gorzuchowa. Zgodnie z ówczesna modą, wszelkie winy mogły
spaść jedynie na okolicznych Żydów, bogu ducha winne zielarki, ewentualnie
obozujących w pobliżu Cyganów. Pierwsza i ostatnia opcja nie wchodziła tym
razem w grę, więc Szeliscy zgodnie zawiadomili sąd grodzki w Gnieźnie o
diabelskich praktykach wykonywanych przez „Petronelę Kusiewę i jej córkę Reginę
Kusiównę, Maryjannę owczarkę i jej córkę Katarzynę, Reginę Śraminę, Małgorzatę
Błachową, Zofię Szymkową, Katarzynę dziewkę, Piechową Banaszkę oraz starą
Dorotę dziewkę pańską”.
Sąd w Gnieźnie najzwyczajniej
sprawę zbagatelizował, podobnie jak i sąd w Pobiedziskach. Szeliscy nie dawali
jednak za wygraną i pobiegli do Kiszkowa. Tamtejsi sędziowie nie zwlekali i
szybko zabrali się za przesłuchiwanie świadków, jak i samych oskarżonych. W
wyniku (a jakże!) tortur stwierdzono, iż „czarownice zapomniawszy bojaźni
Boskiej i przykazań Jego oraz artykułów świętej wiary katolickiej a
przywiązawszy się do czarta, którego się na chrzcie wyrzekły i onego sobie do
niegodziwych akcyi i niecnót swoich, które czyniły za pomocnika przybrawszy (...)
Najświętsze Sakramenta po kościołach kradły, na proszki paliły, po różnych
chlewach i różnych miejscach nieuczciwych siekły, krew Przenajświętszą z
komunikantów, raz na okup ludzkiego narodu przez Zbawiciela świata wylaną,
drugi raz toczyły, różne Inkantacyje i czary z proszków kobylich łbów, żmijów,
wężów i wilczej łapy, którą w Zakrzewie z zabitego wilka urżnęły, palonych na
wyniszczenie ludzi i bydła czyniły i po różnych miejscach zakopywały i
zakładały, komunikanty dwa w szkapiej głowie pod wschodami we dworze, drugie
dwa pod progiem idąc do stołowej izby zakopały i inne niegodziwe akcyje z
obrazą majestatu Boskiego szkodliwe zdrowiu ludzkiemu i dobytkom ich bezbożnie
czyniły i spełniły”. Skuteczność metod śledczych stuprocentowa, wiarygodność
materiału dowodowego żadna. Takie czasy. Wyrok wykonano.
Czy miejsce, w którym płonął
stos, przez przypadek otaczało dziesięć sosen? Nazwa wzgórza odnosi się do
nazwiska dwóch skazanych, czy słowa „kusić”? A może ubrana na biało dziewuszka,
która upodobała sobie wieczorne spacery po okolicy, to najmłodsza
(trzynastoletnia) z zielarek? Diabli wiedzą…
Dla zainteresowanych tematem zielarek z Gorzuchowa polecam ten film.
Ciekawe spostrzeżenia wysnułeś. Świadków na pewno przekupiono. A cały proces można dzisiaj nazwać farsą, ale wtedy nikomu nie było do śmiechu, za byle co można było trafić na stos.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog: " Świat piękny i bardzo różny..."
Pozdrawiam:)*
Ciekawa historia, ale prawdy już nie poznamy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAleż prawda jest doskonale poznana - kościół katolicki i chrześcijańskie państwo mają na sumieniu wiele takich ohydnych zbrodni na kobietach. Jeden pechowiec i jeden impotent i tyle kobiet zginęło. To, że proces i zbrodnia spalenia ich na stosie się odbyły to fakt, jakiej jeszcze prawdy potrzebujesz???
UsuńPrawda jest taka, że w krajach protestanckich częściej rozpalano stosy, pod ofiary oskarżeń o czary niż w katolickich. Po drugie: wiele procesów miało charakter świecki, czyli nie sądził kościół lecz władze. Skazywane były po prostu osoby uznawane za "niewygodne".
UsuńFajnie i lekko napisane, dobrze dowiedzieć się czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam :)
Usuńświetny wpis, biorę się za oglądanie filmików.
OdpowiedzUsuńCzęsto historia jest przekłamana i można tylko się domyślać, jak było naprawdę. A o tym regionie nic nie wiedziałam i dzięki Tobie to się zmieniło.
OdpowiedzUsuńBieszczady od lat mam na swojej wyjazdowej liście i niestety zawsze ostatecznie wybieram się w innym kierunku. Teraz jednak nie dam za wygraną i rezerwuję już miejsca na przyszły rok!
OdpowiedzUsuńCzyli za sadzenie i używanie ziółek można było pójść na stos. To w sumie podobnie jak dziś... Może nie stos, ale kilka lat wakacji na koszt państwa...
OdpowiedzUsuńTam mnie jeszcze nie przywiało. Ale chętnie będąc w okolicy odwiedzę to miejsce. Ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, choć myślałam, że procesy o czary to czasy średniowiecza, a nie 18 wiek ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń