Nie mam pojęcia, jak czuła się Mary Lennox, ale ja przechodząc przez wyłom w murze i drepcząc krętą ścieżką w nieznanym kierunku, czułem się jak niesforne dziecko, które włazi do cudzego ogrodu. Z grubsza wiedziałem, czego mogę się spodziewać, celowo jednak nie szukałem dokładnych informacji czy zdjęć. Chciałem zrobić sobie niespodziankę. I zrobiłem!
Musiałem wyglądać dziwnie, gdy przez chwilę stałem z rozdziawioną gębą i wpatrywałem się białe ściany tego cudeńka. Dziewiętnastowieczny dwór w sercu zapomnianego ogrodu, bajka! Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach i chyba mają rację – patrzyliście kiedyś przez kilka minut w nieruchome wskazówki zegara? Niby nic, niby pierdoła, ale w takich miejscach włącza się inne myślenie...
Stare drzewa, wielkie głazy,
budynki nieznanego mi przeznaczenia i resztki tego, co dziś markety budowlane
nazwałyby bezczelnie „architekturą ogrodową” – wszystko to tworzy niesamowitą
atmosferę!
Jasne, można odrzeć to miejsce z
magii i wparować „na turystę”, ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Na kordy
mam kilkanaście kilometrów, wrócę tu jeszcze nie raz by na nowo odkrywać tajemnice
ogrodu. Jest ich jeszcze kilka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.