lutego 18, 2020

O świcie

Niczym za dawnych lat, na długo przed świtem spakowałem klamoty i pożegnałem się z domem. Samochód porzuciłem na skraju leśnego duktu i omijając ścieżki ruszyłem w znanym sobie kierunku. Niby błądząc, tak naprawdę zostawiałem za sobą kolejne fragmenty lasu, które mógłbym bez problemu odtworzyć z pamięci. 


Są miejsca, do których nie potrzeba wytyczonych szlaków; wystarczy znajomy pień drzewa, omszały kamień i nogi same wiedzą gdzie nieść. Wszystko dzieje się automatycznie, bez zastanowienia i choćbym nie wiem jak chciał się zgubić, to mimowolnie brnę prosto do celu.


Po przeciwnej stronie lasu pierwsze promienie słońca nieśmiało oświetlały resztki postolęderskiej wsi. Lekki mrozek niósł z oddali szczekanie psów i to, co lubię najbardziej - gwiżdżący klangor niedostrzegalnych żurawi. Trzy, może cztery sztuki witające nowy dzień.



Coraz mocniej ulegające presji czasu gospodarstwa, powoli wrastają w przyrodę i niechybnie podzielą los tutejszego cmentarza. Po nim pozostał jedynie murszejący krzyż i nikłe zarysy kilku mogił wokoło.

1 komentarz:

Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger