lipca 21, 2016

A miało być tak pięknie

A miało być tak pięknie
I było, do czasu. Od kilku miesięcy przymierzałem się do Bydgoskiego Przedmościa, ale jakoś zawsze mi schodziło, albo w ostatniej chwili zmieniałem plany i lądowałem gdzieś indziej. Pogoda się wyrobiła, więc w końcu wydrukowałem kartę projektu… w zasadzie to projektów, bo planowałem jeszcze zahaczyć do Nakła nad Notecią. Plan był prosty: przed zmrokiem dostać się do Bydgoszczy i z samego rana ruszyć na kordy.

Jakoś po szesnastej wystawiłem kciuka na wylotówce, a za pół godziny łapałem już drugiego stopa w okolicach Ciechocinka. Miła kobitka podrzuciła mnie na obrzeża Torunia, więc Bydgoszcz była już w zasięgu ręki. Stoję i macham, wystawiam kolano, uśmiecham się i nic. W końcu, znowu na raty, dobiłem do celu.

Bydgoszcz zawsze wita mnie niespodziankami, ale tym razem powitanie przerosło moje oczekiwania. Dziewczyny na rynku rozdają piwo! Poważnie! 



Odwiedziłem znane mi już miejsca, pokręciłem się tu i ówdzie, a także… tu pozwolę sobie pominąć niektóre szczegóły, ale było bardzo wesoło i ciekaw jestem, czy miasto już otrząsnęło się po mojej wizycie. Rano wywlokłem się w stronę Nakła i zacząłem łapać kolejnego stopa. Tu chcieli się o mnie zabić, bo w jednej chwili zatrzymały się dwa auta i weź tu człowieku wybieraj, z kim masz dalej jechać…

Niby jeszcze rano, a słońce tak dawało, że nie szło wytrzymać. Na pierwszy ogień poszedł cmentarz, a w zasadzie to, co po nim pozostało. Gdyby nie spory krzyż i współczesne ogrodzenie, to w życiu nie domyśliłbym się, że jestem w takim, a nie innym miejscu. Dopiero po chwili wypatrzyłem jakiś nagrobek, chylący się w stronę ziemi krzyż…


Całkiem przyjemnie, bo w cieniu, szło się od cmentarza w stronę pierwszego bunkru. Na miejscu szybka akcja, spisanie numerka i wio dalej! Z kolejną skrzynką również poszło gładko, chociaż o tej porze roku zboże jest jakie jest i tylko czekałem aż dostanę po łbie widłami za wydeptywanie w nim ścieżek. Całkiem fajne widoki na horyzoncie i przyjemny chłód wewnątrz schronu, aż nie chciało się wyłazić na zewnątrz.

Kolejny bunkier na ścieżce okazał się być dla mnie pechowy, chociaż spodobał mi się najbardziej ze wszystkich, jakie udało mi się tego dnia zobaczyć. Fakt, zobaczyłem ich niewiele, ale ten pechowy narobił mi jeszcze większej ochoty na zdobycie całego projektu. Kręciłem się tam kilkanaście minut, ale nie znalazłem niczego, co mogłoby przypominać skrzynki, więc niepocieszony ruszyłem dalej i koncertowo spierdzieliłem się ze skarpy. Płacz i lament, bo dawna kontuzja, która od czasu do czasu złośliwe daje o sobie znać, postanowiła akurat wtedy się przypomnieć. Kolano wykręcone w bok i nici z dalszej wycieczki. 


Co prawda wykręciłem jeszcze po kolejną skrzynkę, ale najrozsądniej było odpuścić i wrócić do domu. Z kijem w ręku, jak Gandalf czy inny dziad, pokuśtykałem przez wieś do pobliskiej stacji. Matko kochana, jak tam było chłodno! Do najbliższego pociągu miałem prawie dwie godziny, więc przespałem się na ławce, jak na dziada z kijem przystało. 


Powrót pociągami zajął mi więcej czasu, niż jazda stopem na raty, ale nie musiałem sterczeć przy drodze i dalej psuć kolana. Szkoda, że tym razem się nie udało i wróciłem do domu z zawrotną liczbą skrzynek na koncie, ale wrócę na pewno!

lipca 13, 2016

Jak to było z Olędrami...

Jak to było z Olędrami...
Co jakiś czas trafiam na mniej lub bardziej zapomniane cmentarze, które w większości są pozostałościami po Olędrach. Kim tak właściwie byli i czy zarośnięte nagrobki porozrzucane po wsiach są jedyną pamiątką po nich? Zaraz dowiecie się nieco więcej…


Nie, nie była to żadna tajemnicza cywilizacja, która nagle zapadła się pod ziemię i jedyne co po sobie pozostawiła, to wspomniane wcześniej nekropolie. Olędrzy pojawili się w Polsce z nastaniem XVI wieku, początkowo byli to koloniści holenderscy pochodzący z Flandrii i Fryzji, w późniejszym okresie rozpoczął się napływ ludności z Dolnych Niemiec, jednak etymologia samego określenia nie pozostawia żadnych wątpliwości.

Olędrzy zasiedlali przede wszystkim tereny sąsiadujące z głównymi rzekami (Wisła, Warta, Bzura, Bug) i to w dużej mierze im zawdzięczamy dzisiejszy krajobraz obszarów wiejskich, z resztą przeczytajcie sami:

Przemieszczając się pradoliną Wisły, Warty czy Bugu napotykamy na wielce urokliwy krajobraz stanowiący przez stulecia świadectwo udanej koegzystencji człowieka i przyrody. Niezwykle trudny do okiełzania teren długo broniący się przed zmianą swego oblicza i rolniczym wykorzystaniem jeszcze dziś zachwyca swą surowością i autentycznością. Pasy wierzb i topoli rosnących na polnych miedzach oraz wzdłuż przeciwpowodziowych wałów, liczne rowy melioracyjne i zbiorniki wodne, a przede wszystkim bliskość rzeki narzucają nam szacunek dla siły przyrody lecz jednocześnie dają dowód ogromnej pracy włożonej w zagospodarowanie zalewowego terenu. Z daleka, z szosy widoczne są sztucznie usypane wzgórki. Na nich ulokowane całe zagrody, które jeszcze bardziej podkreślają uzależnienie człowieka od wodnego żywiołu.”

Wraz z końcem Drugiej Wojny Światowej nastąpiły przesiedlenia kolonistów i zatarcie ciągłości kulturowej, co doprowadziło do wielu przeobrażeń i wypaczeń zarówno w postrzeganiu Olędrów, jak i stosowanych przez nich założeń. Bezmyślne niszczenie wszystkiego, co „niemieckie” odbiło się przede wszystkim na dewastacji wiejskich cmentarzy, które obecnie stanowią jedyne, nie do końca milczące, świadectwo tamtych czasów.

Cytat, jak i cały tekst oparłem na wprowadzeniu do „Katalogu zabytków osadnictwa holenderskiego w Polsce”. Zachęcam do zapoznania się z nim, a jeśli kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy wycieczka w okolice gminy Grabów, to zapraszam na mój szlak Zapomnianych Cmentarzy.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger