listopada 21, 2018

I znów cmentarze!

I znów cmentarze!
Jesień najwidoczniej powoli ustępuje miejsca zimie, pora więc odnowić przyjaźń ze skrobaczką do szyb. Moja, dotychczas przywalona gratami w kącie bagażnika, znów na dobre rozgościła się w schowku obok kierownicy i przez kolejne miesiące nie będzie chciała zmienić meldunku. Uparta. Jak każda baba. 


Chwilę przed dziewiątą niespodziewanie dojrzałem coś, co spodziewałem się ujrzeć nieco później. Tak, to musiał być ten pomnik! Tutaj w styczniu 1915 roku poległo ponad dwustu żołnierzy armii rosyjskiej, a kamienny obelisk ku ich czci wznieśli... żołnierze niemieccy. Dziwne? Nie do końca. Wspólne pochówki wrogich armii, czy honorowanie zabitych przeciwników nie były rzadkością podczas IWŚ. Kilka kilometrów dalej, w Luszynie znajduje się kolejny pomnik upamiętniający ową bitwę usytuowany prawdopodobnie w miejscu, gdzie pochowano poległych Rosjan. 


Tuż obok rozciągają się dawne zabudowania folwarczne, między innymi chyląca się ku ruinie gorzelnia. Może i próbowałbym dostać się do środka, gdyby nie uwijająca się w rytmie diskopolo ekipa remontowa na pobliskim dachu. 


Kilkaset metrów dalej zatrzymałem się pod kolejnym cmentarzem by ponownie spotkać się z Nieśmiertelnymi'39. Około trzystu żołnierzy Wojska Polskiego, Bohaterów Bitwy nad Bzurą. 


W planach na przedpołudnie miałem jeszcze kilka podobnych cmentarzy, więc parę minut później jechałem już w stronę Kiernozi. Takie dedykowane, typowo wojenne nekropolie robią na mnie o wiele większe wrażenie niż wyodrębnione kwatery na cmentarzach parafialnych. Niedawne święto przypomina o sobie wciąż żywymi kwiatami. Brawo!



W drodze z Kiernozi na osmoliński cmentarz zrobiłem sobie krótką przerwę w domu Matyldy i pod tamtejszym kościołem. Sam Osmolin już dawno utracił prawa miejskie, obecnie to licząca nieco ponad czterysta mieszkańców wioska.



Pierwsze dni września '39 i tutaj odcisnęły swoje krwawe piętno. Pochyliłem głowę nad grobami, odwiedziłem miejsce w którym zginęło rodzeństwo Domińskich i podreptałem w stronę widocznej z oddali kępy drzew.


Przez kilkanaście minut próżno szukałem jakichkolwiek śladów mogił, znalazłem za to śmieci i wszystko to, czego nie powinno się znajdować w takich miejscach. W głowie zaświtała mi znajoma myśl: jeśli w okolicy jest jeden, to gdzieś w pobliżu muszą być inne. Nie musiałem długo czekać, bo ledwie kilka kilometrów dalej wypatrzyłem następną kępę drzew i pozostałości ceglanej bramy.



Ewangelicka nekropolia w Lwówku (?) nieco mocniej oparła się próbie czasu i dziadowskim zapędom okolicznej ludności. Gęste zarośla kryją zapomniane groby, da się też znaleźć takie, które wciąż otoczone są opieką.



Chwilę przed południem odwiedziłem ostatnich tego dnia Nieśmiertelnych. W Sannikach spoczywa 75 Bohaterów wrześniowej zawieruchy.


Znicz zapalony, honory oddane i w drogę. Do domu.

października 26, 2018

Brama do przeszłości

Brama do przeszłości
Nie prokrastynacja a rzeczywisty brak czasu i nagłe skrócenie doby wywołane pojawieniem się małego człowieka, obywatela pełną gębą i z równie pełną pieluchą... ot powód, który od pewnego czasu ogranicza ilość (i pewnie jakość) wrzucanych przeze mnie materiałów. Żalić się nie mam zamiaru, pochwalić a i owszem, usprawiedliwić... może nieco. Tym pokracznym wstępem zaznaczam, żem dumnym tatą jest i basta!


Nie miejsce to jednak na parentingowe wywody, więc te zostawiam dla siebie a Was przenoszę na chwilę do Pomarzan. Niewielka wieś pojawia się na kartach historii już w szesnastowiecznych zapiskach ks. arcybiskupa Jana Łaskiego. Sama nazwa wiąże się być może z przybyłymi w tutejsze rejony osadnikami z pomorza, którzy za czasów piastowskich karczowali okoliczną puszczę zakładając pierwsze osady. 


Na dziś dzień próżno szukać jakiejkolwiek puszczy, wokoło ciągną się pola rzepaku i zbóż, kilka kilometrów dalej wyrosła Kłodawa a i losy samych Pomarzan zmieniały się wraz z upływem lat. Pod koniec XIX wieku tutejszy folwark trafił do rąk Błędowskich z Krzewaty. Nowy właściciel, lubujący się w postępie Lucjan Feliks Błędowski, podjął się gruntownej rekonstrukcji i modernizacji majątku. 



Niestety wybuch ostatniej wojny puścił w niwecz pracę Lucjana, który wraz z rodziną opuszcza swoje posiadłości. Okupant przekształca swojsko brzmiące Pomarzany w Hamm lokując wokoło sieć bunkrów. Koniec wojny, to początek ostatecznego końca majątku. Rozparcelowany w myśl reformy rolnej ginie bezpowrotnie. O dawnej świetności przypomina dziś brama i fundamenty dworu skryte w zdziczałym parku. 

września 14, 2018

Ruiny dworu i kapliczka

Ruiny dworu i kapliczka
Dziesiątki stanowczo za mało, setki razy bywałem w okolicy i nie raz zapuszczałem się w tutejsze ruiny. Co ciekawe, na przestrzeni tych wszystkich lat niewiele się zmieniło. Ubyło może trochę drzew, szpaler będący fragmentem nieistniejącego już parku coraz mniej przypomina sam siebie i pewnie na siłę doszukałbym się czegoś jeszcze... ale po co.


Mury dworu w Sławęcinie, odkąd sięgam pamięcią, stoją jakby zatrzymane w czasie. Widocznie wszystko co miało się zapaść, zapadło się lata temu a reszta? Reszta niczym pomnik, pamiątka bezpowrotnie utraconej świetności.



Ciekawskim okiem da się co prawda wypatrzeć jeszcze jakieś detale, jednak jest ich tak niewiele, że nawet sprawnej wyobraźni ciężko zbudować z nich pierwotną całość. 



Tuż obok dziewiętnastowieczna kapliczka. Lata temu miałem okazję zajrzeć do środka, dziś tylko przez okno. 

sierpnia 29, 2018

Kolskie cmentarze

Kolskie cmentarze
Setki cmentarzy za mną, głównie tych zapomnianych i związanych z ewangelickimi osadnikami zamieszkującymi ówczesne wioski naszego kraju. Tym razem nieco inaczej, bo raz że miasto a dwa wcale nie takie zapomniane. 


Wstyd się przyznać, ale w Kole bywam średnio co kilka tygodni ba, przez cztery lata bywałem codziennie i choć oba z cmentarzy mijałem dziesiątki razy, to ani razu nie przekroczyłem parkanu. 



Pierwszy, połączenie wojennego z prawosławnym. W oczy od razu rzuca się obelisk upamiętniający radzieckich soldatów poległych w walkach 1941 roku (19-21.01) i równe szeregi grobów. Nieco dalej, już mniej okazałe miejsce pochówku polskich lotników poległych w walkach nad Kołem i w rejonie Kutna w pierwszych dniach września '39. Pozostałą część cmentarza zajmują nieliczne nagrobki cywilne, a nad wszystkim jazgoczą hałaśliwe  do bólu wrony.


Druga z kolskich nekropolii swoją historią sięga początków XIX wieku, kiedy to Koło zamieszkiwało ponad trzystu luteran. Część pochówków ubita w centralnej części cmentarza, te najstarsze giną na tyłach.



Duże wrażenie zrobiły na mnie wrastające się już w ziemie dziecięce grobki i nagryziona zębem czasu figura anioła. 



Dziś, coraz częściej, chowani są tutaj wierni wyznania rzymskokatolickiego.

sierpnia 17, 2018

Leśne opowieści cz. 6

Leśne opowieści cz. 6
Ze wschodu coraz wyraźniej słychać głuche dudnienie zbliżającej się burzy. Chmury szczelnie bronią dostępu do czystego nieba i od dobrej godziny wiszą nieruchomo nade mną. Wiatru zero. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od kilkudziesięciu minut nie słychać najmniejszego ćwierknięcia. Żaden niespokojny dziób nie rozdziawia się nawet na sekundę. W powietrzu roi się jedynie od wszelkiego robactwa. Co rusz ściągam łbem lepką pajęczynę i wpadam w chmarę brzęczącego dziadostwa. 


Dziadostwo jest wszędzie, a z każdym krokiem budzę kolejne hordy czyhające w wysokiej trawie. Momentami brodzę w niej po pas, haczę portkami o dźgające pnącza diabli wiedzą czego ale sunę dalej. Jeszcze jakieś sto metrów tego trawska, później wywlokę się na pagórki i będzie łatwiej.


Dudni coraz mocniej. Zadzieram łeb i widzę, jak nieruchome do tej pory chmury zaczynają się niepokojąco kłębić. Jak nic dopadnie mnie w lesie. Prawie truchtem puszczam się na północ i po kilkunastu minutach wpadam na znajomy dukt. Między pierwszą kroplą a porządną ulewą mija raptem dziesięć sekund. Wcisnąć się w jakieś chaszcze i przeczekać, czy biec dalej do samochodu? Korzystam z drugiej opcji i za pięć minut, cały mokry, jadę w stronę domu. 

lipca 27, 2018

Zapomnianych cmentarzy ciąg dalszy

Zapomnianych cmentarzy ciąg dalszy
Kolejny raz ten sam region łódzkiego. Kolejne groby na mojej drodze. Wiem, że to jeszcze nie koniec włóczęgi szlakiem zapomnianych cmentarzy tych ziem, jednak z każdą wizytą zabieram ze sobą nową porcję wiedzy o miejscach, które coraz bardziej nikną w krajobrazie. 


Wąska asfaltówka zlewa się z gruntówką, która nim zdąży wypłynąć w polne odmęty ociera się o ceglany parkan nekropolii. Wysieradz. Ze sporego niegdyś cmentarza pozostało dziś zaledwie kilka nagrobków.



Na palcach jednej ręki zliczyłbym groby, na których zachowały się fotografie zmarłych, z czego do dej pory udało mi się znaleźć tylko jedną nie strzaskaną. Niestety medalion na wysieradzkim cmentarzu nie ustrzegł się przed zniszczeniem.


Kilka minut drogi dalej kolejne mogiły. Usytuowana bezpośrednio w lesie nekropolia w Wymysłowie Francuskim (czyżby stamtąd pochodzili osadnicy?), mimo iż przy samej drodze, dopiero w ostatniej chwili wpadła mi w oko. 



Część grobów cudem uniknęła zniszczenia przez zwalone drzewo, za to większość nie oparła się próbie czasu i ludzkiej głupocie. Nieopodal, bardziej w głąb lasu, znajduje się następny cmentarz.



Miejsce pochówku poległych z 1914 roku. Spoczywa tu 654 żołnierzy z 9 armii generała Augusta von Mackensa i 71 żołnierzy armii rosyjskiej pod dowództwem Pawła Plehwe. Na koniec wykręciłem jeszcze do Rokitnicy. 


Tutejszy cmentarz mocno przypomina mi jeden z moich, tych na skraju województwa. Niewielkie wzgórze otoczone sosnowym lasem, konwalie i pokiksywanie dzięcioła dużego. No jakbym był u siebie!



W Rokitnicy znajduje się jeszcze luterański niegdyś kościół, który jakimś cudem umknął mojej uwadze. Najpewniej jechałem znanym sobie tylko skrótem

lipca 16, 2018

Powrót nad Jeziorsko

Powrót nad Jeziorsko

W ciągu ostatniego miesiąca, kilka razy miałem okazję pokręcić się w okolicach zbiornika Jeziorsko i choć pozostało mi jeszcze sporo białych plamek na tutejszej mapie, to jestem już o krok od stwierdzenia, że „znam jak własną kieszeń”.


Mimo, iż wirtualną skrzynkę w Pęczniewie zaliczyłem już kilka lat temu, dopiero teraz udało mi się zobaczyć na własne oczy tamtejszy kościół. Drewnianą świątynię z 1761 roku, która najprawdopodobniej (jak zwykle) zastąpiła wcześniejszą, ufundował Tomasz Kossowski z Głogowy herbu Dulęba.



Tuż obok ciekawej konstrukcji dzwonnica. Ciekawej, bo chyba pierwszy raz trafiłem na taką, która wznosi się na kamiennej podbudówce. Tradycyjna rundka wokoło, rzut okiem w każdy zakamarek i wypatrzyłem coś, co ani chybi pełniło funkcję chrzcielnicy. Najpewniej pamiątka po pierwotnym kościele, aczkolwiek (jak to często bywa) mogę być w błędzie.


Drepcząc po wałach w stronę Brodni, poza ciekawymi widokami można poczuć niesamowity smród bijący od wody. Ciekawe połączenie zgniłych jaj z niemniej zgniłą rybą, fetor wykrzywiający mordę i jeszcze przez kilkaset metrów siedzący w nosie.


Sama Brodnia nie wyróżnia się oczywiście niczym poza niewielkim kościólątkiem pod wezwaniem świętego Stanisława Biskupa. Historia parafii sięga już XIV wieku, a obecny kościół wybudowano niedługo po jej ustanowieniu, około 1556 roku.



W połowie XVII wieku Brodnię wcielono do parafii Zadzim, jednak w 1866 roku na powrót odzyskała samodzielność. Wtedy też gruntownie przebudowano drewnianą świątynię. 



Spod kościoła, całkiem malowniczą dróżką i niewielkim wąwozem można dojść pod sam brzeg zbiornika.
Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger