października 11, 2017

Październikowy poranek

Całkiem niewiele, bo licho co ponad czterdzieści kilometrów dzieliło mnie od miejsca, o którym słyszałem od zawsze, a którego nie widziałem nigdy. Jeziorsko. Zbiornik zalewowy na rzece Warcie. Zdarzało mi się przejeżdżać po kilka kilometrów obok, ale samego jeziora (jak i zapory) nie widziałem aż do dzisiaj. Traf chciał, że tuż przed południem czekały mnie obowiązki kilkanaście kilometrów dalej, więc wyjechałem nieco wcześniej tylko po to, by przekonać się na własne oczy, jak tam jest.


Pogoda mocno niefajna, choć muszę przyznać że akurat taka właśnie najbardziej mi podchodzi. Wiatrzysko wyszarpało mnie na wszystkie strony, mżawka co i rusz zmieniała się w tnącą szarugę, fale ostro napierdzielały w beton a ja spokojnie opróżniłem kubek kawy. Widoki bardzo zbliżone do tych, które zastałem pewnego razy w Dobrzyniu nad Wisłą - niby rzeka, a jak nad morzem.


Kilka kilometrów od zapory i zaledwie kilkaset metrów od brzegu położona jest niewielka wieś, Siedlątków. Pierwsza wzmianka pochodzi z 1372 roku, kiedy to jej właścicielem był niejaki Thliborianus (czy tylko mi brzmi to jak imię rzymskiego legionisty?). Swojego czasu Siedlątków cieszył się nawet prawami miejskimi, a w XIV wieku istniał tu niewielki gród rycerski, obecnie pochłonięty przez wody zalewu. Podobnego losu cudem uniknął kościół.



Siedemnastowieczna świątynia na skraju wsi i w bezpośrednim sąsiedztwie wałów przeciwpowodziowych zastąpiła wcześniej tu obecną, drewnianą (1497 rok). Ciekawostką może być fakt, że w obecnym kościele ślubują pary maści wszelakiej, bez względu na wyznawaną wiarę... ponoć całkiem niedawno odbył się nawet ślub pary ateistów. Można? Można! Kilka minut pokręciłem się tu i ówdzie, ale deszcz zrobił się na tyle upierdliwy, że zmuszony byłem ewakuować się do samochodu.



Mógłbym teraz naściemniać, że patrząc z Siedlątkowa w stronę przeciwległego brzegu dojrzałem coś, co od razu przykuło moją uwagę. Prawda była jednak zupełnie inna, bo już w domu wiedziałem, że po drugiej stronie czeka mnie wizyta w Miłkowicach. Po co? No po skrzynkę, to wiadomo!


Zaparkowałem pod kościołem, gdzie ekipa remontowa hałasowała w najlepsze. Z zakrystii nie dało się nie słyszeć burczenia wiertarki, a skrzynka jak na złość schowała się w tamtym właśnie kierunku. No nic, dyskretnie obszedłem kościół z drugiej strony i bez świadków dobrałem się do tego, co moje a później pognałem do pracy. Wracając do domu zahaczyłem jeszcze o dwa miejsca.


Pozostałości ewangelickiej nekropolii z drugiej połowy XIX wieku na niewielkiej polanie w pobliżu drogi i oddaloną o kilkaset metrów cerkiew.


Do tej drugiej trafiłem zupełnym przypadkiem kilka tygodni temu, kątem oka wyłapując informację na niewielkim drogowskazie. Odruchowo pedał w podłogę, wsteczny i zawijka na leśnej drodze. Dzisiaj już celowo skręciłem w znajomy dukt i podreptałem pod kaplicę.


Wniesiona w 1885 roku, początkowo służyła za miejsce pochówku rodziny carskiego generała, hrabiego Aleksandra Tolla. W 1945 roku, szczątki spoczywające w krypcie zakopano obok kaplicy. Mimo szczerych chęci nie udało mi się doszukać żadnych śladów wspomnianego pochówku, czas i przyroda zrobiły swoje.

9 komentarzy:

  1. wpis nie trafia w moje zainteresowania, także trudno mi tez cokolwiek napisać. Zapewne ludziom o podobnych zainteresowaniach sie przypodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Deszczowa październikowa pogoda tez może być ciekawa, choć trudno w deszczu chodzić i zwiedzać. Niezłe skarby odkryłeś:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogoda okropna, ale wycieczka fajna. Zwłaszcza ta cerkiew opuszczona w lesie... Super!

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest właśnie sedno geocachingu! Dla mnie pudełka są tylko dodatkiem, najważniejsze są niesamowite miejsca, które odkrywa się podczas takich wycieczek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za miłą przejażdżkę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Brrr pogoda nie zachęca, ale miejsca bardzo ładne i interesujące historycznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale klimacik, trochę jak z horroru :)! Jesienne zwiedzenia jednak ma swój urok

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy tylko dla mnie nazwa Siedlątków brzmi tak sielsko i spokojnie? :)
    Ciekawy motyw z tym "rzymskim legionistą" :) Raczej jednak mało prawdopodobne, żeby jakiś Rzymianin osiedlał się w naszych stronach (barbarzyńskich).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko moja, niczym niepotwierdzona teoria, ale kilka kilometrów od Siedlątkowa jest wioska o nazwie Rzymsko... kto wie, może coś jednak jest na rzeczy. ;)

      Usuń

Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger