stycznia 03, 2017

Górzno i okolice

Do ostatniej chwili byłem święcie przekonany, że kolejnym celem będzie zamek w Radzyniu Chełmińskim, okazało się jednak, że szykuje mi się wyjazd w okolice Górzna. Wieczorem przysiadłem do mapy, zgrałem kordy i spakowałem kilka niezbędnych gratów do torby. Dzień zacząłem, a jakże, od skrobania szyb w samochodzie.

Po drodze zatrzymałem się na chwilę, by nadrobić rypińskie zaległości. Z nadrabiania guzik wyszedł, udało mi się jedynie wyskubać skrzynkę przy kościele, a że nie miałem cierpliwości do miejscowych i liczenia ławek, to wsiadłem do samochodu i poprułem dalej. Kilka, może kilkanaście kilometrów przed Świedziebnią rzuciło mi się w oczy coś, czego nie mogłem pominąć. Niewielkie wzniesienie, porozrzucane nagrobki… tak, ewangelicki! Chyba z roku na rok coraz bardziej wciągam się w tą cmentarną turystykę. Na pamiątkowym kamieniu wyryte dwie daty: 1690 i 1946, pierwszy i ostatni pochówek? Na to by wyglądało.



Za mniej więcej pół godziny parkowałem już w Świedziebni. Sam kościół jakoś nie powalił mnie na kolana, ot świątynia jak świątynia. Najpierw główną bramą, później jakąś boczną furtką i dalej w drogę.

Kilka kilometrów dalej zjechałem w boczną drogę i już z odległości kilkuset metrów wiedziałem, że mi się spodoba. Jak na zatwardziałego bezbożnika przystało, nigdy nie mogę się oprzeć urokowi takich miejsc. Pierwszy, wówczas parafialny kościół w Księtem wzniesiono około 1400 roku, nie przetrwał jednak szwedzkiej zawieruchy, na jego miejscu stanął obecny. Drewniane kościólątko z XVIII wieku wiernie zachowuje swój pierwotny kształt. Tuż obok jakieś cudowne źródełko i niewielka tabliczka z historią miejsca.



Na dwunastą planowałem dobić do Górzna, więc skoro zostało mi jeszcze sporo czasu w zapasie, to po drodze zahaczyłem o Wierzchownię. Dawna osada młyńska z przełomu XIX i XX wieku, położona malowniczo nad jeziorem o tej samej nazwie, obecnie wioska typowo letniskowa. W okolicy sporo drewnianych chat z początku ubiegłego stulecia, na środku jeziora niewielka wyspa… miejsce o tej porze roku chyba zupełnie wymarłe. Tuż przy drodze pozostałości po dawnym młynie, woda nadal dzielnie forsuje śluzę!


Krótka przerwa i wio dalej, do Górzna. Na pierwszy ogień poszedł Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego, którego budowę rozpoczęto w 1765 roku a zakończono trzydzieści siedem lat później. Historia parafii w Górznie sięga pierwszego maja 1325 roku, do 1830 roku pozostawała pod zarządem bożogrobców. Ołtarz główny w obecnym kościele jest nieco uproszczoną i pomniejszoną kopią ołtarza w Nysie Opolskiej, niegdyś znajdowało się za nim wejście do krypt grobowych. 


Górzno bez wahania ląduje do TOP10 moich ulubionych miasteczek, chociażby za same widoki z góry i Wapionkę.



Chwilę przed czternastą doczłapałem się z powrotem do samochodu i ruszyłem w dalszą drogę. Kilka minut zeszło mi pod kościołem w Szczutowie, ale wypatrzyłem coś, co wygląda mi na kamienną chrzcielnicę. Ciekawe.


Jakieś pół godziny później parkowałem w asyście dzwonów w Radoszkach. Wychodząc z samochodu kapnąłem się, że trafiłem akurat na końcówkę pogrzebu, więc w miarę dyskretnie wymknąłem się jakąś boczną ścieżką i pobudziłem wszystkie psy w okolicy. Chciałem podreptać aż pod samo grodzisko, ale nie ryzykowałem spotkania z widłami. Osada datowana na 1402 rok przepadła bezpowrotnie podczas polsko-krzyżackiej wojny głodowej (1414 r.), pozostało jedynie charakterystyczne wzniesienie.


W międzyczasie pogrzeb przeniósł się na cmentarz, więc korzystając z okazji wślizgnąłem się na chwilę do kościoła. 



Czas zaczął gonić, więc czym prędzej pojechałem dalej. Niepozorny lasek przy drodze kryje pokaźnych rozmiarów grobowiec rodzinny Adalberta Mathaes’a, dawnego właściciela folwarku w Gutowie. Odsunięta płyta, brak trumien w środku… średnio przyjemne miejsce, ale cieszę się, że udało mi się tam dotrzeć.


Keszowanie w Lidzbarku zmieniło się w ostatnią przerwę przed powrotem.

11 komentarzy:

  1. Ładne te miejsca, kościółki tak samo, chociaż są takie "klasyczne". Lubię drewniane kościoły, polecam wybrać się do Kowali Stępocina koło Radomia - tam jest stary, zabytkowy kościół, ale dalej, w Bardzicach jest po prostu PRZEPIĘKNY drewniany kościółek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy powód do odkrywania nowych miejsc jest dobry. Ciekawe miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne tereny, wspaniałe widoki...niesamowita wycieczka :) A "turystyka cmentarna" rzeczywiście potrafi być bardzo intrygująca ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba najlepsze z tego to jeziorko i drewniane kościółki. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię takie klimaty. Piękne tereny i po medytować można. Jakoś czlowiek tęskni do takich miejsc, u nas bardzo tłocznie i takich miejsc bardzo mało.

    OdpowiedzUsuń
  6. idealny kierunek, żeby się wyciszyć i pobyć tylko ze sobą. super!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajna relacja z wycieczki! Chyba jeszcze nigdy nie widziałam kamiennej chrzcielnicy :)A cmentarz z pierwszego zdjęcia... mroczny, jeszcze przy tej pogodzie. Mógłby być miejscem akcji niejednego filmu grozy. Zdecydowanie ma coś w sobie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak widać nasza Polska też jest pełna pięknych i klimatycznych miejsc. Trzeba tylko chcieć je odkryć.
    Zauroczyłam się tymi drewnianymi kościółkami. Coś cudownego!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, małe sprostowanie: Grób Rodzinny Matthoes. Pochowano tam Fryderyka Matthoes i jego córeczkę. Niestety po wojnie grób zbeszczeszczono i okradziono - zwłoki wyrzucono z trumien oraz wyrwano marmurowe tablice z inskrypcjami i kute ogrodzenie. Pokradziono też marmurowe obeliski innych osób pochowanych na tym cmentarzyku i kute ogrodzenia. Bóg jeden wie co uczyniono ze szczątkami zmarłych.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fryderyk Matthoes został pochowany w 220.01.1930

    OdpowiedzUsuń

Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger