sierpnia 17, 2018

Leśne opowieści cz. 6

Ze wschodu coraz wyraźniej słychać głuche dudnienie zbliżającej się burzy. Chmury szczelnie bronią dostępu do czystego nieba i od dobrej godziny wiszą nieruchomo nade mną. Wiatru zero. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od kilkudziesięciu minut nie słychać najmniejszego ćwierknięcia. Żaden niespokojny dziób nie rozdziawia się nawet na sekundę. W powietrzu roi się jedynie od wszelkiego robactwa. Co rusz ściągam łbem lepką pajęczynę i wpadam w chmarę brzęczącego dziadostwa. 


Dziadostwo jest wszędzie, a z każdym krokiem budzę kolejne hordy czyhające w wysokiej trawie. Momentami brodzę w niej po pas, haczę portkami o dźgające pnącza diabli wiedzą czego ale sunę dalej. Jeszcze jakieś sto metrów tego trawska, później wywlokę się na pagórki i będzie łatwiej.


Dudni coraz mocniej. Zadzieram łeb i widzę, jak nieruchome do tej pory chmury zaczynają się niepokojąco kłębić. Jak nic dopadnie mnie w lesie. Prawie truchtem puszczam się na północ i po kilkunastu minutach wpadam na znajomy dukt. Między pierwszą kroplą a porządną ulewą mija raptem dziesięć sekund. Wcisnąć się w jakieś chaszcze i przeczekać, czy biec dalej do samochodu? Korzystam z drugiej opcji i za pięć minut, cały mokry, jadę w stronę domu. 

1 komentarz:

  1. Ciekawe ujęcia zdjęć, świetnie wytworzony klimat, fragment przyrody, który rzadko penetrujemy. :)

    OdpowiedzUsuń

Zdania złożone mile widziane, wszelkie wulgaryzmy w pełni tolerowane. Byle z głową. Dodając komentarz, zgadzasz się na przechowywanie i przetwarzanie swoich danych przez witrynę.

Copyright © 2016 Po zbyrach i nie tylko , Blogger